Przypomniało mi się niedawno wydarzenie, które rozegrało się w pewien niedzielny poranek w kwietniu tego roku. To był piękny dzień, słoneczny, na niebie ani jednej chmurki. W powietrzu wreszcie czuć było wiosnę. Wybrałam się na jogę na 9.00 – lubię tak zaczynać niedzielę. Poćwiczyć, porozciągać się, wyciszyć umysł po całym tygodniu. To mnie odpręża i dobrze nastraja na resztę dnia. Tamtego dnia myślałam o jodze szczególnie chętnie. Dużo wtedy pracowałam, byłam przemęczona i czułam napięcie w mięśniach, usztywniony kręgosłup, zacisk na głowie. Siedziałam w autobusie, mrużyłam oczy przed słońcem świecącym mi prosto w twarz i wyobrażałam sobie, jak asany łagodnie poluzowują obręcze w moim ciele. I cieszyłam się na tę chwilę. Miałam wysiąść na następnym przystanku.