I nie ma mocnych! Czy chcemy czy nie chcemy, większość z nas na początku Nowego Roku wpada w nastroje refleksyjne, robi podsumowania sukcesów (jakby mniej) i porażek (chyba trochę więcej) z minionego okresu i postanawia solennie, że teraz to JUŻ NA PEWNO… będę/nie będę, zacznę/przestanę, zrobię/przeczytam/pojadę… Znacie? Znamy. Każda gazeta, czasopismo i portal internetowy bombardują nas stosownymi artykułami, żebyśmy przypadkiem nie zapomnieli o tym, co mamy robić w pierwszym tygodniu stycznia. Psycholodzy już od lat zarabiają niezłe pieniądze najpierw na udzielaniu dobrych rad, jak formułować te postanowienia (ostrożnie, realistycznie, małymi kroczkami) i jak w nich wytrwać, a potem na terapii sfrustrowanych pacjentów i pacjentek, którym po raz kolejny nie udało się schudnąć, nie zapisali się na kurs japońskiego albo tkania kilimów, nie wyszli z nielubianej pracy trzaskając drzwiami i nie zamienili starszych modeli na nowsze (tu wpisać, co kto chciał zamieniać).
Dlatego po wielu entuzjastycznych początkach roku i ochoczo spisywanych listach, z których niewiele wyszło, postanowiłam odpuścić. Postanowienia noworoczne są zbyt kruche i u większości populacji rozmywają się w nicość po kilku tygodniach. Wytrzymują tylko najwięksi twardziele, a ja się do nich nie zaliczam. Czy to oznacza jednak, że mamy nie próbować niczego w naszym życiu zmieniać? Że jest dobrze tak jak jest? Ręka do góry, kto jest zadowolony! Nie widzę? I chyba nie dlatego, że to Polska, a nie zawsze happy Ameryka.
Trudno uciec od autorefleksji i zastanawiania się nad życiem, czy jestem szczęśliwa, czy jestem we właściwym miejscu, czy to ta praca, ten mężczyzna, ta ja? Czy jest mi dobrze, czy czegoś mi brakuje … I nieważne czy te rozważania dopadają nas w Nowy Rok, czy w kolejną rocznicę urodzin, w pierwszy dzień wiosny, po wakacjach czy kiedy dowiadujemy się o czyjejś przedwczesnej śmierci… Na porządki i zmiany w życiu zawsze jest czas i odpowiednia pora. Jeśli tylko tego chcemy.
Nowy Rok to przede wszystkim rozmyślania o upływie czasu i przemijaniu. Zwłaszcza my, „panie w pewnym wieku” mamy tendencję do takiego myślenia. Kolejny rok za nami i pesel w przeciwieństwie do telewizji i polityków nie kłamie, choć tak bardzo wolałybyśmy, aby było odwrotnie. Dlatego warto zastanowić się czego chcemy i co możemy zrobić, aby za rok nie przeżywać już podobnych rozterek.
Warto też nie poprzestawać na samym myśleniu, ale podejść do projektu „życie” w sposób kreatywny. Efekty waszych działań wynagrodzą wam wszelkie niedogodności albo wyrzeczenia. Jeśli nie do końca macie pomysł na ten projekt albo nie wiecie, co i jak możecie dla siebie zrobić, to zajrzyjcie do internetu.
Na Facebooku roi się od propozycji różnych kursów, warsztatów, coachingu i kobiecych kręgów wsparcia. Do wyboru do koloru. Polecam też Mapy Marzeń i to nie tylko na początku roku. Może Wam się to wydać infantylne, ale to działa! Po pierwsze możemy otworzyć się na to, co nam w duszy gra, nie myśleć o tym, że coś nas ogranicza i pójść na całość – i nie żałujmy sobie, sky is the limit! To niby zabawa, ale podświadomość rejestruje nasze pragnienia, nawet te najskrytsze i pozornie nieosiągalne. Wyzwala w nas chęć do podążania za marzeniami. I nigdy nie wiadomo, jak to się skończy. Mnie się spełniło jedno marzenie z zeszłorocznej Mapy Marzeń. Jedno, ale to najważniejsze.
Dlatego zaczynam ten rok pełna optymizmu i zapału do działania. W dużej mierze lubię swoje życie, takie jakie jest, ale czuję jednocześnie, że parę rzeczy chciałabym zmienić lub poprawić. I mam w tym roku tylko jedno postanowienie. Noworoczne, całoroczne, wieloletnie 🙂 ŻYĆ TAK, ABY NIE RDZEWIEĆ. Po prostu. Tylko tyle i aż tyle. Nie rdzewieć fizycznie, intelektualnie, emocjonalnie i psychicznie. Już od jakiegoś czasu staram się prowadzić taki styl życia i widzę, że to skuteczny sposób na korozję mojego systemu operacyjnego. Dla mnie kołem zamachowym jest dobre samopoczucie, a żeby ono dobrze działało, trzeba je regularnie naoliwiać. A jak? Przeczytajcie w następnym odcinku mój DEKALOG ANTYKOROZYJNY. Zapraszam.
2 komentarze
Niesamowite, właśnie wtedy gdy odpuściłam huczne i uroczyste postanowienia noworoczne, zobaczyłam ten post. I co najdziwniejsze, kilka drobnych (ale zawsze) kroków wykonałam bez tego. Trochę z poczucia winy, że niczego sobie nie obiecałam a trochę z ciekawości, czy tak też się da. Da się.
Niesamowite, właśnie wtedy gdy odpuściłam huczne i uroczyste postanowienia noworoczne, zobaczyłam ten post. I co najdziwniejsze, kilka drobnych (ale zawsze) kroków wykonałam bez tego. Trochę z poczucia winy, że niczego sobie nie obiecałam a trochę z ciekawości, czy tak też się da. Da się.