Przed Państwem Andrzej Ballo, (rocznik 1964), z wykształcenia matematyk, z zamiłowania poeta, prozaik, dramaturg i scenarzysta. Na Facebooku barwny i kąśliwy komentator życia codziennego. Autor aforyzmów. Gra na gitarze i pisze teksty piosenek. Utalentowany multi-artysta, który sam o sobie mówi, że jest nicponiem, cynikiem, narcyzem, egocentrykiem i hedonistą. Abstynent, miłośnik kawy i dobrych cygar. Zodiakalny skorpion. Mieszka od urodzenia w Lidzbarku Warmińskim.
„Charakterystyka bohatera” to niezła mieszanka wybuchowa. Dodałbyś coś jeszcze?
Wręcz przeciwnie – odjąłbym prawie wszystko i zostawił nazwisko. Uwielbiam je – pięknie brzmi. Wolę, jak definiuje mnie moja twórczość niż ktokolwiek lub cokolwiek. Bez kokieterii przyznam, że miano artysty niekoniecznie mi pasuje – wszak ma obecnie całkiem inne konotacje niż chociażby w epoce Baroku. Teraz można zostać artystą z politycznego nadania lub ukończywszy jakiś artystyczny wydział na prowincjonalnej uczelni. Twórczość przestaje mieć znaczenie – dlatego być może jest coraz bardziej wtórna.
Skończyłeś 58 lat, dobrze się prezentujesz, jesteś bardzo aktywny i twórczy. Co Cię napędza, z czego czerpiesz siłę i inspirację? Masz jakieś rytuały?
Nie analizowałem nigdy ani swojej fizyczności ani umysłowości. Bałbym rozłożyć się na czynniki pierwsze z obawy przed tym, że mógłbym się z powrotem nie złożyć. Nie wiem, co mnie napędza i skąd czerpię siłę. Energię czerpię z literatury, mocnej kawy i cygar, a inspirację z obserwacji. Czasami z przymrużeniem oka, a czasami z zamkniętymi oczami. Siedzę i przyglądam się śpieszącej nie wiadomo dokąd rzeczywistości. Nie kultywuję żadnych rytuałów. Wstaję bardzo wcześnie i wypijam od razu dwie kawy. Dużo czytam, zdecydowanie więcej niż piszę, ostatnio prawie wyłącznie książki naukowe. Są ciekawsze niż współczesna beletrystyka – bardziej intrygują i stymulują umysł.
Mieszkasz na Warmii – krainie o dość poplątanej historii. Losy Twojej rodziny też są odzwierciedleniem zawieruchy dziejowej w tej części Europy. Z jednej strony pochodzisz z arystokratycznego rodu z Kresów, a z drugiej masz korzenie niemiecko-włoskie. Jak Cię to ukształtowało i jaki miało wpływ na Twój światopogląd?
Tak zwane dobre wychowanie nie wyrządziło mi większej krzywdy. Potrafię wiązać krawat na kilka sposobów i wiem, w jaki sposób odłożyć sztućce po okropnym obiedzie. Bon ton, którego uczyła mnie moja nobliwa babcia jest rodzajem estetycznego kodu. Dzięki niemu odróżniam prostaka od gentlemana. Przyzwoitość obliguje mnie do kultywowania rodzinnych tradycji. W mojej rodzinie każdy odróżnia Caravaggia od El Greca, Rachmaninowa od Liszta, a nawet Tomasza Manna od Wojciecha Manna 😊. I wcale nie dlatego, aby tym epatować, lecz aby zrozumieć człowieka i otaczającą go rzeczywistość. Miałem naprawdę świetnych przodków, świetnych rodziców, hańbą i głupotą byłoby zepsuć ten cały ład i świat, który wykreowali. W trudnych chwilach pocieszam się ich istnieniem i przykładem.
Wychowałeś się w domu, w którym kultura i sztuka były ważne. Mama podsuwała Ci lektury dość nieoczywiste jak na dzisiejsze czasy – dzieła klasyków Starożytnego Rzymu. Twoim mistrzem jest Seneka, wielki stoik. Dlaczego?
Seneka, Horacy czy Cycero są oczywiści w każdych czasach. Mądrość jest ponadczasowa. Skoro mądrość stoicka czy antyczna przetrwała, to znaczy, że jest w niej coś wartościowego. Mama ustaliła mi onegdaj spis lektur obowiązkowych. Zatem musiałem w jesienne i zimowe wieczory połykać tysiące stronic ze szczególnym wskazaniem na literaturę antyczną, a potem nowożytną. Nie trzymam się kurczowo jakiegoś konkretnego nurtu filozoficznego, choć stoicyzm wydaje mi się bliski i dość racjonalny.
A skąd wzięła się matematyka? Pomaga w pisaniu wierszy?
Nie ma nic uczciwszego niż matematyka. Każdy z nas popełnia mnóstwo błędów poznawczych, chyba najczęstszym z nich jest błąd szacowania. Dzięki matematyce i rzecz jasna rozumowi można ów błąd pomniejszyć. Zazwyczaj przeszacowujemy albo niedoszacowujemy własne umiejętności, ryzyko, straty, możliwości. Dzięki matematyce utrzymuję rozum w dobrej formie 😊. Biorę pod uwagę fakt, iż moje wiersze mogą być słabe lub błędnie oceniane przez odbiorców.

Która z form literackich, którymi się parasz jest Ci najbliższa?
To zależy od mojego nastroju, objętości portfela i kondycji intelektualnej. Najczęściej pisuję wiersze, ale nie wtedy, kiedy jestem w zbyt podłym lub refleksyjnym nastroju, bo stają się tendencyjne, nudne i groteskowe. Lubię pisać wiersze, gdy mam świetny nastrój – wtedy jestem w stanie bardziej realistycznie spojrzeć na kwestie poważne. Z prozą jest odwrotnie, pisuję ją w gorszym nastroju. Po zapisaniu kilkunastu zdań przenoszę się w świat zapisywany i moje samopoczucie polepsza się. Zatem proza jest dla mnie czymś w rodzaju wódki. Najlepsza i najtańsza wódka to literatura, taki ukułbym tu aforyzm. Aforyzmy też chętnie pisuję – przymierzam się do ich wydania.
Jesteś obserwatorem naszej polskiej rzeczywistości, piszesz błyskotliwe, często prześmiewcze i nie zawsze przyjemne w odbiorze felietony… Twój skorpioni kolec jadowy nie oszczędza nikogo. Po co Ci to?
Mój cynizm jest organiczny, a może i fizjologiczny. Po prostu muszę napisać o tym, co myślę i jak widzę to, co komentuję. Lubię być beznamiętnym obserwatorem życia. Lubię też prowokować i bawić się w prognozy, np. kto i jak zareaguje na mój fejsbukowy wpis 😊. Nie wiem, dlaczego odbiorcy stali się nagle tacy subtelni, delikatni i mało odporni na krytykę? Ci sami odbiorcy są przecież w stanie działać diametralnie odmiennie, wyrządzając mniejsze lub większe krzywdy innym, już bez wspomnianej subtelności i delikatności.
Bardzo krytycznie oceniasz dzisiejszy świat. Bezpardonowo wyśmiewasz celebrytów, ubolewasz nad stanem kultury i gustów Polaków. Czy Twoim zdaniem można coś zrobić, aby to choć troszkę zmienić? To raczej trend globalny niestety…
Celebryci są nośnikami informacji, plotek, głupoty, reklam itp. Prymitywna wymiana handlowa – popularność w zamian za reklamę garnków, za obecność tu i tam, za wznoszenie haseł albo za siedzenie cicho. Odbiorcy, których krytycyzm i sceptycyzm są zerowe, a nawet ujemne, są przekonani, że skoro gwiazda X często pokazywana jest w mediach, to jest nadzwyczajna i boska – bez względu na to co, jak, i o czym śpiewa. Jeżeli ów zaśpiew powoduje u odbiorcy jakieś odruchy typu tupanie nogą lub gwizdanie pod nosem, to jest gotów uznać to za arcydzieło. O guście nie wspomnę, podobno można go kształtować, ale kto go ma kształtować? Ubrane jak pacynki celebrytki czy politycy z rozpiętymi marynarkami i wystającymi brzuchami? Niestety, ale jesteśmy estetycznymi barbarzyńcami. Celebryci są popularni, bo nie zmuszają do myślenia, sprzedają po prostu swój styl życia, o ile jest rzeczywiście ich. Nie wiem, co może wnieść do sztuki zdjęcie salonu, w którym na sofie za 20 tysięcy leży polska gwiazda z jakimś egzotycznym psem czy kotem o takim samym IQ jak ona? Epoka celebrytów zaraz minie, podobnie jak minęła epoka gladiatorów, średniowiecznych kuglarzy czy trubadurów w rajtuzach.

Jesteś erudytą, cytujesz pisarzy i filozofów, proponujesz wyrafinowane muzycznie utwory. Wysoko podniosłeś poprzeczkę swoim czytelnikom. Czy ktoś nadąża i podejmuje rękawicę? 😊
Gdyby nie było takowych poprzeczek, nie mielibyśmy ani kultury, ani nauki, ani sztuki. Ba! Nie byłoby naszego gatunku. Dzięki niewielu tak naprawdę ludziom, nasz świat się jeszcze nie rozleciał i brnie do przodu. Zapewne są tacy, co nadążają i na takich czytelnikach najbardziej mi zależy. Reszta idzie na łatwiznę, jedyne, co mogę zrobić to sprowokować ich do myślenia.
Mówisz, że jesteś mizoginem, a jednocześnie twierdzisz też, że doskonale znasz się na kobietach. Co podziwiasz w przedstawicielkach „płci pięknej”, a co Cię drażni? Czy Rita Hayworth to ideał kobiety? Często pojawia się w Twoich wierszach…
Przyznaję – jestem mizoginem – kobiety bywają świetne, ale niestety nie w kluczowych dziedzinach rozwoju człowieka. Mało kto potrafi wymienić znakomitą fizyczkę, matematyczkę czy architektkę 😊 Miałem to szczęście, iż pierwszymi kobietami z którymi miałem styczność były prawdziwe damy. Mam na myśli moją mamę i babcię. Miały niebywały styl – i tak jak w wierszu Bukowskiego o tym tytule – z rzeczonym stylem potrafiły otwierać puszkę sardynek. Mama pięknie paliła papierosy, bardzo mi się to podobało i nawet napisałem o tym wiersz. Te dwie panie ukształtowały zresztą mój wzorzec kobiety. Obie były też niezwykle piękne i bardzo inteligentne, władały biegle kilkoma językami, sypały cytatami po łacinie itp. Mama była sawantką. Ciągle coś czytała. Czytała, dużo paliła, piła kawę, czerwone wino lub likier amaretto. Miała świetny zwyczaj kupowania co tydzień jednej książki. Aż trudno uwierzyć, iż istniała. Z kolei babcia reprezentowała malowniczy świat przedwojennej etykiety. Powściągliwa, z lekkim przekąsem, bardziej kochała kwiaty niż otaczających ją ludzi, zresztą miałkich i prostackich. Była najbardziej niezłomnym człowiekiem jakiego znałem. Zawsze z godnością opierała się przeciwnościom losu, a traktował ją niezbyt pobłażliwie, zwłaszcza po zakończeniu II wojny. Może trochę przydługie to entrée, ale niestety konieczne, żeby zrozumieć mój mizoginizm. Obecnie kobiety myślą, iż klasę można nabyć w salonie BMW, obejmując wysoką posadę w urzędzie lub otwierając pralnię chemiczną czy występując na ekranie. Wszystkie chcą być kimś, ale nie można być kimś nie mając w sobie nic oprócz ambicji i niezaspokojonych potrzeb. Rita Hayworth jest kobietą właśnie ze świata moich protoplastek. O dziwo istnieje realnie.
Dzisiaj wartość artysty jest częściej liczona w lajkach i liczbie followersów aniżeli według dorobku i osiągnięć… Sukcesem i powodzeniem rządzą algorytmy.
Średniowieczne egzekucje też miały licznych followersów 😊. Każda epoka ma swoją kulturę masową. Skoro coś ma charakter masowy, to kręcą się przy tym politycy i biznesmeni, bo tu można znaleźć elektorat lub klientów, a jeszcze częściej frajerów. Sztuka czy kultura nie może mieć charakteru masowego. Masowość to synonim tandety. Czyż wspominany tu Seneka znany był masom w swoich czasach? Czy pisał dla nich? Czy potrzebne mu były pochlebstwa i uznanie? Wątpię. Masy nie są nośnikami kultury. Emisariuszami kultury są jednostki – inteligentne i wrażliwe. Tłum uwielbia tak naprawdę nie jakąś tam nawet najlepszą twórczość popularnego, masowego „artysty”, ale sam fakt, iż ów jest sławny, zamożny, pokazywany w mediach, naśladowany. Dla tłumu jest czymś w rodzaju przykładu – nadziei, że jednak można tu w tym zbiegowisku nad Wisłą zostać podziwianym i uznanym. Jeżeli twórca hołduje potrzebom tłumu i tandecie – autodestrukcyjnie skazuje się na porażkę.
Jest jeden Ballo, ale w dwóch osobach: wrażliwy poeta i cyniczny autor zjadliwych mini-felietoników na Facebooku. Przeklinasz, w komentarzach bywasz obcesowy i niegrzeczny. Kiedy spotkaliśmy się w Lidzbarku Warmińskim byłeś przemiły i serdeczny. „Naprawdę jaki jesteś, nie wie nikt”?
Sam nie wiem, jaki jestem, zakładam jednak, że fajny 😊. Jestem dobrze wychowany, zatem zazwyczaj jestem sympatyczny i miły. Łatwo nawiązuję kontakty, choć niechętnie je podtrzymuję. Być może jestem introwertykiem z napadami ekstrawertycznymi. Nie zgodzę się też z dość powszechnym przekonaniem, iż poeta to ktoś wrażliwy. Nie wiadomo, czym tak naprawdę jest wrażliwość. I niby dlaczego tylko wrażliwy człowiek może pisać wiersze? Paradoksalnie, niewrażliwy człowiek okraja postrzeganą rzeczywistość do niezbędnego minimum – pozbawia ją niepotrzebnej egzaltacji, patosu i sentymentalizmu. Tak jest realniej.
Czy w czasach Instagrama i Tik-Toka jest jeszcze miejsce dla poezji?
Zawsze było, jest i będzie miejsce dla poezji. Do jej propagowania można wykorzystać każdą sytuację. Szkopuł w tym, czy są zainteresowani. Należy skłonić do niej odbiorców, nadać jej wartość, nawet w sensie ekonomicznym. Zainteresowanie poezją słabnie wraz ze wzrostem PKB. PKB już spada, nadchodzi dość poważny kryzys, ludzi nie będzie stać na coraz więcej drogich i niepotrzebnych gadżetów. Być może wtedy pojawi się większa szansa dla poezji. Ludzie będą szukali jakiegoś erzacu lub pocieszenia, a tomik wierszy kosztuje tylko 30 zł.

Jaka jest Twoim zdaniem dzisiaj rola artysty?
Kapuściński napisał kiedyś bardzo mądrą rzecz: „Jeżeli masz głos, to masz moralny obowiązek zabierania go w imieniu tych, którzy go nie posiadają”. Artysta powinien artykułować lęki, potrzeby, oczekiwania tych, którzy się boją, którzy są upokorzeni albo po prostu jest im źle. Artysta powinien też krzewić czy inicjować nowe prądy umysłowe, jakieś idee, wskazywać rozwiązania, właściwie powinien walczyć o wolność i to nie tylko słowa, o prawdę, o sprawiedliwość. Wprawdzie prawda i sprawiedliwość to bardziej złudzenia niż idee, ale próbować należy. Sztuka chyba w jakiejś mierze polega na próbowaniu.
Odważnie obnażasz u siebie cechy, które uważane są za „niemiłe”, pokazujesz niekonwencjonalne zachowania i nie boisz się bycia nielubianym. Czy taki styl życia sprawia Ci kłopoty? Czy jest jakaś cena za tę bezkompromisowość?
Bezkompromisowość jest lepszą cechą niż nijakość. Wszyscy mamy mało czasu, a właściwie, tu znowu powołam się na Senekę – „Nie za mało mamy czasu, lecz za wiele tracimy”. Tracimy czas na pierdoły 😉, a jest zawsze później niż myślimy. Nie nadrobimy straconego czasu, odkładanie czegokolwiek na później też staje się bezsensowne, tym bardziej, gdy ma się 58 lat 😊. Kiedy mam się wypowiedzieć jak nie za swojego życia? I skoro z wypowiadania się żyję, skoro to jest moją pasją, to nie kalkuluję czy jest to niemiłe czy niepopularne. Dziś może być takowe, a jutro odwrotnie. Rzeczywistość pędzi w coraz szybszym tempie, układy odniesienia zmieniają się z dnia na dzień. „Dziś jesteś gwiazdą, jutro możesz być czarną dziurą” – jak mawia Woody Allen. Powstrzymywanie się od wypowiedzenia, od zrobienia tego, czego się chce powoduje zgorzknienie, zwłaszcza, gdy człowiek zaczyna się starzeć. Odwaga bycia i myślenia to raczej nic złego – dzięki niej jesteśmy homo sapiens. A kłopoty? Lepiej je mieć i być w zgodzie ze sobą niż być wygodnym konformistą.
W czasach politycznej poprawności przybierającej niekiedy karykaturalną postać, Twoja szczerość może się podobać. Wywołujesz wiele emocji, lubisz szerzyć taki ferment? Dlaczego?
Gusta należy kształtować 😊. Nie uważam się za mentora, za moralizatora ani za jakikolwiek autorytet. Po prostu odważnie wyrażam swoje opinie. Pisarz bez odwagi nie istnieje, podobnie jak żołnierz. Zatem strzelam słowami 😊. Nie zawsze są cenzuralne 😊. Lubię szerzyć ferment, bo dynamika, dyskurs wnoszą zawsze jakąś nową jakość. Zazwyczaj ludzie boją się zmian, choć czują, że coś nie funkcjonuje tak jak należy i boją się do tego otwarcie przyznać. Przyznanie się do błędów to jedno z trudniejszych wyzwań dla człowieka. I znów zacytuję Senekę: „Nie ma niewoli haniebniejszej niż dobrowolna.” Prowadzę więc w swojej twórczości i na Facebooku coś w rodzaju dydaktyki w wyżej wymienionym zakresie 😊.
Czy jest jakiś temat, którego nie obśmiewasz, jakaś strefa wolna od szyderstwa i ironii?
Niewiele jest takich sfer, niemniej są nieszczęścia, nad którymi należy zamilknąć. Zauważyłem, że zniknęła, wymarła kpina. Ktokolwiek zakpi sobie z jakiejś publicznej osoby, to uważa się to za hejt. Dla mnie kpina, przekąs i ironia były zawsze domeną ludzi inteligentnych, a autoironia geniuszy 😊. Z kolei powaga jest najczęściej parawanem, za którym kryją się głupota i arogancja.

Bardzo podobała mi się książka o Twoim ojcu „Made in Roland”. Jesteście różni, , ale z książki wynikało, że mieliście dobrą relację. Co lubiłeś w Rolandzie?
Mój ojciec był człowiekiem sui generis, nie tylko dlatego, że był moim rodzicem. Żył tak jak lubił, nigdy się nie śpieszył. Chyba żadnego swojego projektu nie oddał na czas, miał znakomite pomysły, wszystko co robił, robił z wdziękiem i bardzo dokładnie – nigdy w życiu nie miałem tak dobrze wyprasowanych koszul – robił to rewelacyjnie 😊. Facet z wielką klasą, bardzo przystojny, kobiety za nim przepadały, ale kochał tylko moją matkę, co też było niesamowite i piękne.
A kiedy możemy spodziewać się „Dziennika egoisty”?
Nie wiem. Napisałem już dość dużo tekstu i zastanawiam się czy nie podzielić go na części i w takiej formie wydać. Z wydaniem może być kłopot – wszak nie jestem piosenkarzem, aktorem ani sportowcem – ich biografie są najbardziej poczytnymi książkami w naszym kraju, co oznacza, że czytelnicy są mało wymagający, a wydawcy są pospolitymi handlarzami. Niemniej będę próbował.
„Tempus fugit” to tytuł jednego z Twoich ostatnich tomików wierszy, ukułeś też aforyzm: „Życie przemija, ale to nie jest powód, aby się starzeć”. Jaki masz stosunek do przemijania i jakie są Twoje sposoby na nie-starzenie?
Po pierwsze – przemijanie mam w dupie. Po drugie – przemijanie ma swój urok. Mnie stagnacja zabija bardziej niż przemijanie. Nie opłaca się chorować, martwić, starzeć, bo człowiek źle się wtedy czuje. Wychodzę z tego założenia, tym bardziej iż lubię dobre samopoczucie. Znowu mamy do czynienia z paradoksem – człowiek, który chce zatrzymać świat i swój młodzieńczy wygląd zaczyna się starzeć, bo gdyby się nie starzał, nie robiłby w tym kierunku nic. Syntetycznie odmłodzeni starcy, a raczej staruszki wyglądają groteskowo trupio. Zmarszczki są cudne. Z pięknej, starej twarzy można wiele wyczytać. Z naszpikowanej botoksem czy jakimiś tam kwasami można wyczytać tylko głupotę.

A co robisz, aby nie gnuśnieć fizycznie?
Nic szczególnego. Uwielbiam chodzić. Raz, dwa razy w tygodniu robię kilkugodzinne wyprawy po pięknych warmińskich lasach i łąkach. Raz w miesiącu muszę komuś dać w mordę 😊. Piję mnóstwo kawy, jak na starszego pana o włoskim nazwisku przystało. Palę dużo tytoniu, jak mam co. Do jedzenia nie przywiązuję większej wagi. Zazwyczaj nie jadam obiadów i ciepłych posiłków. Nie mam obsesji dotyczących zdrowego wyglądu, diety i aktywności fizycznej. Po prostu żyję tak jak lubię. Ilość spożytych dziennie kalorii czy przebytych kroków nie konstytuuje naszego człowieczeństwa.
Głosisz pochwałę hedonizmu. Jak się to u Ciebie objawia?
Hedonizm wg. Ballo to kolekcjonowanie chwil dobrego samopoczucia. Picie kawy połączone z zachwytem nad piękną architekturą lub poranną rosą w ogrodzie, palenie cygar połączone z rozmyślaniem i układaniem zabawnych myśli lub poetyckich strof, wędrowanie przez warmińskie lasy i wygony, wysublimowany sensualizm, dobra książka, dobry film, dobra wystawa obrazów, seks, podróże – mógłbym tak jeszcze wymieniać! Rzecz sprowadza się do prostych, prozaicznych czynności wykonywanych bez pośpiechu, z wdziękiem i uważnością.
Czy Andrzej Ballo ma jakieś marzenia?
Polecę Lecem: „I z marzeń można zrobić konfitury. Potrzebne są tylko owoce i cukier”. Nie marzę, po prostu realizuję to, na co mam ochotę. Przynajmniej próbuję. Ludzie, którzy dużo lub wyłącznie marzą, przypominają mi tych, co ciągle oglądają firmy pornograficzne nie uprawiając seksu. Marzenia zatem budzą niepotrzebne emocje, których nijak nie można rozbroić czy zaspokoić. To takie konsumowanie świata przez szybę.
Czego Ci życzyć z okazji urodzin?
Sławy i bogactwa! Serio! Chociażby dla doświadczenia, dla sprawdzenia się, czy te dwa tak bardzo pożądane przez ludzi stany zmieniłyby mnie, jakby zmieniły się też moje relacje, stosunek do świata i rzeczywistości, czy mógłbym wtedy tworzyć, o czym bym pisał?
Profil Andrzeja Ballo na FB można zobaczyć tu , na instagramie tu , a książki / poezję można kupić na przykład tu , albo gdzie indziej
2 komentarze
Znam czlowieka z widzenia. Znałam również Pana Rolanda-niesamowicie zdolnego i nie tuzinkowrgo architekta. Tak dwie różne osoby. Syn i ojciec. O takich ludziach można mówić, czytać ich biografie ale do końca ich się nie pozna. Indywidualisci w moim przekonaniu. Niemniej jednak potrzebni spolecznie.
Ja niestety nie poznałam Pana Rolanda, aczkolwiek jawi mi się jako niezwykle interesujący człowiek. Andrzej też bardzo zdolny, ale chyba zupełnie inna osobowość 🙂 Uznałam, że warto przedstawić z trochę innej strony niż tylko kontrowersyjne wpisy na Facebooku 😉