Wesołe jest życie staruszka – wyśpiewywał z przytupem Wiesław Michnikowski w Kabarecie Starszych Panów. Mnie do staruszki jeszcze daleko, ale życie blogerki do najsmutniejszych też nie należy. Zwłaszcza kiedy eleganckie hotele zapraszają Cię na weekend, żeby skonsultować nową ofertę, którą szykują pod kątem gości 50plus. Dlatego przyjęłam propozycję hotelu Cottonina Villa & Mineral Spa Resort w Świeradowie-Zdroju, szczególnie, że wybierałam się w Karkonosze na morsowanie (o którym napisałam tu). Poza tym, wyjazd przypadał na czas moich 50-entych urodzin i stwierdziłam, że będzie to znakomita okazja do celebrowania tej rocznicy w przyjemnym miejscu. Do wspólnego świętowania namówiłam Violę, znajomą blogerkę 50+, która obchodzi urodziny dzień później. Ale… pomyślałam sobie, nie ma łatwo. Tanio nie oddam mojej powierzchni blogowej, będę najgorszą klientką, jaką ten hotel miał okazję gościć w swojej historii. Będę narzekać, wybrzydzać i grymasić i jeszcze pożałują dnia, kiedy przyszło im do głowy mnie zaprosić. Nie Fajną Babę, ale upiorne babsko z piekła rodem. Chcecie wiedzieć, jak było
Dojazd i położenie
Od początku wszystko szło zgodnie z planem. Weekend 16-18 marca okazał się ostatnim pomrukiem zimy, która chuchnęła mroźnym oddechem i sypnęła śniegiem. Przejazd przez góry wymagał koncentracji i ostrożności, zwłaszcza na słynnym Zakręcie Śmierci za Szklarską Porębą, gdzie droga zatacza łuk prawie 180’. Kiedy dojeżdżałam do Świeradowa-Zdroju byłam już zmęczona tą ciągłą uwagą, a tu ani na drodze ani w samym mieście żadnych tablic informacyjnych o hotelu. Dobra nasza, zgubię się i już na wstępie będę miała na co ponarzekać. Niestety, zorientowałam się, że nie założyłam okularów (a o moich kłopotach ze wzrokiem pisałam tu). Kiedy tylko znalazły się na moim nosie, nagle Cottoninowe szyldy zaczęły atakować mnie ze wszystkich stron i dotarłam bez problemu. Trudno, nie udało się. Może więc minus za położenie? Odległość ok. 4 km od centrum uzdrowiska nie zadowoli tych, którym do wypoczynkowego szczęścia niezbędna jest bliskość tkanki miejskiej, sklepów i dyskotek, a nie zieleń i szmer strumyka za oknem. Kompleks hotelowy prezentuje się bardzo wytwornie i muszę przyznać (niechętnie), że widok podziałał kojąco na moje skołatane jazdą nerwy. Białe, trzypiętrowe budynki zostały starannie zrekonstruowane na wzór zachowanej do naszych czasów (i odrestaurowanej) XIX wiecznej Willi Fabrykanta, części dawnej fabryki bawełny. Stąd nazwa hotelu. Kiedy wjechałam na teren, miałam jednak nadzieję, że jako warszawianka przyzwyczajona do bitew o miejsce do zaparkowania, będę mogła wypuścić ducha stołecznej „waleczności”. Niestety, pomimo pełnego obłożenia, bez problemu znalazłam pit-stop, gdzie mogłam zaparkować swój bolid. To może chociaż się poślizgnę, wywinę orła i zażądam odszkodowania za potłuczenie? A gdzie tam, bez szans! Przez cały weekend obsługa odśnieżała teren i wysypywała trakty piaskiem. Potłuczona byłam, owszem, myśląc, że mogę ich na czymś przyłapać.
Recepcja
Wchodzę do holu recepcyjnego. Jasne, gustowne wnętrze. Nigdzie nie widzę banerów z napisem: „Witamy Fajną Babę!” (przejrzeli mnie? wiedzą, że nie będę fajna?) Gdzie kwiaty i szampan? O „Cottonino”, tak się przyjmuje gości? Rozglądam się, są kwiaty! Piękne tulipany w wazonie na stoliku są jak pierwiosnki podczas tego ostatniego (miejmy nadzieję!) ataku zimy. Tylko dlaczego nikt mi ich nie wręcza? Panie z recepcji zajęte gośćmi, którzy właśnie przyjechali. Czekam na swoją kolej. Po chwili pojawia się przede mną uśmiech, słyszę melodyjny głos, trzy minuty i jestem zameldowana. Przyjeżdża Viola. Instalujemy się w pokoju typu Comfort w głównym budynku.
Pokoje
Narzekanie na pokoje to moja ulubiona zabawa. Wiadomo, najlepiej wybudować kombinat z klitkami, poupychać towarzystwo jak chomiki w klatkach i niech się cieszą. Niestety, w Cottoninie przeżyłam rozczarowanie. Pokój był przestronny, bez problemu mogłam rano ćwiczyć jogę. Łóżka z olbrzymimi tekstylnymi zagłówkami. Każde piętro w poszczególnych budynkach ma swoją kolorystykę – zieloną, niebieską, czerwoną i fioletową, a wnętrza urządzone są ze smakiem. Jest przytulnie. To mówię ja! Wielbicielka kolorów i dekoratorka-amatorka. Zresztą zobaczcie sami na stronie hotelu. A łazienka była tak miła dla oka, że mogłabym w niej zamieszkać. I co najważniejsze, jest tam dużo miejsca na babskie kuferki, kosmetyczki, buteleczki i słoiczki. Raj.
Restauracja
Kolejne miejsce dla popisów Eli Grymaseli. Ta dam! Hotel chwali się na stronie, że jest w stanie zapewnić menu dla wszelkich potrzeb dietetycznych. Jeszcze nie mieli ze mną do czynienia. Nie je mięsa, a od roku bez glutenu i laktozy z uwagi na Hashimoto (zalecenie pani endokrynolog). I kto da radę? Noż kurza twarz, dali! Mają pieczywo bezglutenowe (na życzenie za dodatkową opłatą, trzeba to wcześniej zgłosić, podobnie jak wszelkie inne potrzeby dietetyczne), sporo sałatek warzywnych i dwa rodzaje humusu. Posiłki serwowane są w formie bufetu, w menu obiadowym kilka propozycji, również wege. I słowo honoru, jak patrzyłam na te pyszności (a kocham jeść), to miałam ochotę rzucić w diabły moje ograniczenia i pałaszować po kolei wszystko jak leci. Po raz pierwszy od bardzo dawna zazdrościłam wszystkożercom, bo czułam, że omija mnie wiele dobrego. Dania skomponowane były z wyobraźnią, pomysły zaczerpnięte z kuchni polskiej i międzynarodowej, w oryginalny sposób okraszone kulinarną inwencją szefa kuchni. Pychota! I niestety mam o to żal, do niego, bo przecież nie do siebie za nieumiarkowanie i obżarstwo. Przytyłam w ten weekend ze dwa kilo! Bardzo dziękuje panie szefie za taki prezent urodzinowy!
SPA
To miejsce, które my kobitki lubimy najbardziej i właściwie mogłybyśmy stamtąd nie wychodzić. Niechaj nam przynoszą jedzenie i picie, a my wzorem rzymskich matron zalegamy na posłaniach i dajemy się pieścić, masować, okładać wonnościami i tak dalej. Oooooch, uwielbiam. Cottonina jest bardzo dumna ze swojego Mineral SPA i autorskich zabiegów tam oferowanych. I wcale się nie dziwię. Pierwszy raz spotkałam się z ECO SPA, gdzie wykorzystuje się wyłącznie składniki pochodzenia naturalnego. Jest z czego wybierać i sama już nie wiem, czy bardziej mi zasychało w gardle od patrzenia na smakołyki w restauracji czy od czytania listy smakołyków pielęgnacyjno-upiększających. My z Violą skorzystałyśmy z masażu twarzy i masażu ciała. Bosko! Ale wreszcie mam powód do skargi – było mi mało i chciałam jeszcze coś zamówić. Niestety, Cottoninowe SPA jest tak oblegane, że zabiegi trzeba rezerwować z dużym wyprzedzeniem! Byłam niepocieszona i bardzo bardzo zawiedziona! Cottonino, czytasz to? Zawiedziona byłam!
STREFA WELLNESS
Niespodzianka! Tutaj nie będę narzekać, bo wszelkie wodne atrakcje to dla mnie Ryby środowisko naturalne. Pływanie, pluskanie się, jacuzzi, bicze wodne, łaźnie parowe i sauny to coś, co kocham i z czego nie waham się korzystać. I skorzystałam. Najbardziej podobało mi się zewnętrze jacuzzi, w którym taplałyśmy się z Violą przy temperaturze powietrza -12 stopni, aż nam włosy pozamarzały. Ale my nie, bo po 10 minutach hyc hyc do sauny na rozgrzewkę. Cudowny relaks, woda, ciepło, bąbelki – wiele złogów wyciągają z człowieka. I potem już nie narzeka!
Inne atrakcje
O Cottonina Villa & Mineral SPA mogłabym jeszcze pisać długo. Nie napisałam o nowocześnie urządzonej siłowni/sali do ćwiczeń, do której w niedzielę o 8.00 rano zeszły dwie wystrojone na sportowo pańcie – bohaterki tej relacji. I ćwiczyły! Nie wspomniałam o Cotton Clubie, mieszczącym się w Willi Fabrykanta, gdzie w piątkowy wieczór opijałyśmy winem nasze urodziny przy dźwiękach jazzu na żywo. Z powodu pogody, śniegu, mrozu, a przede wszystkim silnego wiatru nie zwiedzałyśmy okolicy, ale wiem, że to wspaniałe tereny do aktywnego wypoczynku. Dla amatorów górskich wędrówek, wycieczek rowerowych i nordic walking, a zimą nart biegowych i zjazdowych. Warto wjechać na Stóg Izerski i podziwiać panoramę.
A przede wszystkim nie napisałam o czymś bardzo ważnym. Wszystkie te atrakcje wyblakłyby bez przyjaznej i serdecznej atmosfery, jaka panuje w hotelu. Wszędzie czuć dbałość o zadowolenie i komfort gości. Hotel ma do zaoferowania szereg pakietów wypoczynkowych dopasowanych do różnych gustów i potrzeb. Warto sprawdzić na stronie, jakie są aktualne propozycje. No i czekamy na pakiety 50+ !
Aha, pomimo wszystko, mam na koniec do Cottoniny jeszcze jedno zastrzeżenie. Jest zdecydowanie za daleko od Warszawy!
A jeśli macie ochotę przeczytać, co o naszym pobycie napisała Violetta, to zapraszam tu.
5 komentarzy
Taka fajna baba. A jednak rdzewiejesz 🙂 A jak z Vilą będziecie się tam zaciągać nawzajem, zaciągnijcie i mnie 🙂
Każdy prędzej czy później jakąś rdzę złapie, najważniejsze, żeby głowa nie skorodowała. Ale jak widać regularnie stosuję programy antykorozyjne i jakoś człowiek poczłapie dalej 🙂
Jak tak czytam to Twoje „grymaszenie”…. to w mig bym się spakowała i wróciła do Cottoniny, zaciągając Ciebie ze sobą…:))) Był to cudowny weekend w fantastycznym towarzystwie, a teraz przy rozkwitającej wiośnie, musi być tam przepięknie… Ściskam mocno Viola…:)))
I ja myśle, ze tam jest teraz cudownie! To zróbmy tak: Ty zaciągniesz mnie, ja zaciągnę Ciebie i przeżyjmy to jeszcze raz ! 🙂
Trzeba wypróbować…:) A na już, to chcę Ciebie zaciągnąć gdzie indziej… ale w tej sprawie się zdzwonimy…:)