„I znowu przyszedł maj, namieszał w moim sercu…” śpiewał kilka lat temu zespół Varius Manx. No fakt, maj to taki miesiąc, który miesza w sercach całemu światu. Przyroda wybucha soczystością, ptaszęta świergolą i wiją gniazda, samce uderzają w konkury, wiewiórek goni wiewiórkę… nawet ludziska jakby bardziej szczęśliwi, wyłażą z pieczar po zimowym śnie… I amorów się zachciewa, a jakże! A za chwilę lato i wszystkie te przyjemności, które jeszcze bardziej ożywią serca i ciała. Miłość wisi w powietrzu. I to nie tylko u młodzieży. Uczucia i bliskości drugiej osoby pragną wszyscy, z osiemdziesięciolatkami włącznie.
Miłość 50+ to sprawa niełatwa, bo wiadomo, że każdy ma jakieś przyzwyczajenia i oczekiwania, wady i przywary, które boi się odkryć. Trudniej jest zaufać i otworzyć się na nowe. Jednak ci, którzy odważyli się spróbować jeszcze raz, twierdzą, że takie dojrzałe związki to piękna sprawa. Chętnie bym to sprawdziła, bo i mnie maj uderzył do głowy.
Znam kilka par z długim stażem, takim ponad 20-30 lat i wszyscy zgodnie twierdzą, że po pierwsze trzeba mieć szczęście, żeby na siebie trafić, a po drugie trzeba się lubić i przyjaźnić, pomimo różnic. Nie ma reguły, czy jest to związek bardziej tradycyjny i z klasycznym podziałem ról czy raczej nowoczesny, gdzie zarówno mężczyzna jak i kobieta mają mniej więcej równy wkład we wspólne stadło.
Podstawą udanej relacji jest zainteresowanie drugą osobą i jej światem, WZAJEMNY szacunek i wsparcie, akceptacja słabości. Partnerzy wiele rzeczy robią razem, mają wspólne zainteresowania i cieszą się swoim towarzystwem, w którym po tylu latach nie muszą niczego ani nikogo udawać. W takich związkach nie ma miejsca na patriarchalno-protekcjonalne traktowanie kobiety czy też odwrotnie, wieczne smędzenie, narzekanie i krytykowanie mężczyzny za bliżej nieokreślone nieudacznictwo. Chyba, że takie pary żyją długo razem „tylko i wyłącznie dlatego, że go jeszcze nie zabiłam”, jak odpowiedziała mi pewna kobieta na pytanie o tajemnicę długowieczności jej małżeństwa.
Media donoszą, że od kilku lat najwięcej rozwodów przybywa właśnie w grupie 50+. Najczęstszym, najbanalniejszym powodem jest zdrada i wymiana modelu. Mąż oświadcza, że się zakochał i głęboko wierzy w to, że 20-30 lat młodsza wybranka, trzepocząca na jego widok rzęsami i spijająca każde słowo z jego ust, to dużo lepsze rozwiązanie niż stara, gruba i wysłużona żona. Do czasu aż dziewczyna stwierdzi, że on też jest stary, gruby i ani on ani jego portfel nie obsługują tak jak należy. Jadę stereotypami, że aż miło, ale za dużo się człowiek nasłuchał o takich wymianach. Obśmiać trzeba.
Niemniej rośnie też liczba pozwów, które wnoszą kobiety. Przyczyny? Po pierwsze kobiety coraz częściej mają dość, wiecznej obsługi męża i dzieci, braku szacunku, czują się niedoceniane i niekochane. Po drugie, panowie 50+ jacyś tacy bamboszowi ostatnio, nic im się nie chce, ani nigdzie wyjść ani pojechać, a ich religią jest święty spokój, ołtarzem telewizor albo komputer. Natomiast kobieta właśnie odżywa, odchowała dzieci i chce wreszcie zacząć żyć, tyle że często nie ma z kim i nie chce jej się czekać, aż on się ocknie. Po trzecie, rosnąca niezależność finansowa kobiet powoduje, że lęk o przyszłość, typowe „jak sobie poradzę” nie jest już barierą do zakończenia nieudanego związku.
No dobrze, ale jak już się „uwolnimy” albo od dawna jesteśmy wolne i znowu chcemy poczuć przysłowiowe bąble, to gdzie znaleźć nowego, bardziej dobranego partnera? Oto jest pytanie godne dylematów szekspirowskiej heroiny. Najfajniejsi i najciekawsi są oczywiście zajęci, na imprezach towarzyskich od lat ci sami ludzie, do baru czy klubu nocnego nie pójdę, bo nie chcę mieć na twarzy wypisane „SZUKAM”, a poza tym to teren łowiecki dla moich rówieśników. No to gdzie?
„Jedź do sanatorium” – mówi znajoma 30-latka. Nie jestem typem sanatoryjnym, choć wiem, że na temat uzdrowiskowych bachanaliów krążą legendy. Kiedy pada słowo „Ciechocinek”, rozmówcy ściszają głos i rozglądają się na boki. Nie wiem, nie byłam.
Podczas weekendowego wypadu do Nałęczowa widziałam kuracjuszy w Parku Zdrojowym. Trudno mi było uwierzyć, że ci spacerujący krok za krokiem panowie i panie, prowadzący dystyngowane rozmowy przy lodach i kawie, wieczorem zmieniają się w rekiny i piranie parkietu. Dużo łatwiej było mi to sobie wyobrazić w Krynicy Górskiej, kiedy czekałam na autobus do Krakowa, a wraz ze mną tłumek pań wyjeżdżających po skończonym turnusie. Tylko kilka z nich ubranych było w stroje turystyczne. Cała reszta z walizami godnymi gwiazd Hollywoodu przybywającymi na Festiwal Filmowy w Cannes i w stylizacjach podnoszących brwi o 10 cm.
Największe wrażenie zrobiła na mnie pewna dama z długim fryzem w ognisto-kasztanowym kolorze, takimiż ustami, bluzeczką w wielkie złote esy floresy i panterkowymi legginsami. Ała! – jak mówi mój krakowski znajomy. Inny znajomy, będąc kiedyś poszukującym, skuszony famą wybrał się do Ciechocinka, ale wrócił szybciej niż zapowiadał. „Wszędzie te napalone baby!” rzucił mi w słuchawkę i o więcej nie śmiałam zapytać.
Nie ma lekko drogie panie! Wiele kobiet po swoich małżeńskich doświadczeniach mówi wprost, że nie są już zainteresowane. „Teraz ja!” i dawaj na salsę, wycieczki górskie i rowerowe. I są zadowolone z życia, bo mają je wreszcie dla siebie. Inne, które może i zapragnęłyby wpuścić do swojego świata kogoś nowego, mają problem, aby znaleźć królewicza, który zlazłby z konia, żeby choć od czasu do czasu odkurzyć albo pozmywać.
Opowiadała mi znajoma, że kiedy na portalu randkowym znalazła nawet interesującego kandydata, to uciekła, kiedy pan ów podczas zapoznawczej kawy stwierdził: „lubię, kiedy obiad jest o 16.00”. Inny mężczyzna (pod 60-tkę) ogłosił podczas rozmowy: „Chciałbym się jeszcze zakochać, bo czas już znaleźć kogoś do opieki”. Heloł! Houston mamy problem i to duży! Panowie wróćcie na ziemię! Nawet DJ Wika, ikona witalności polskich seniorów, pani lat 78, opowiadała rozbawiona w programie Pauliny Młynarskiej „Lustro”: „Mój sposób życia nie odpowiada starszym panom, bo przy mnie nie będą się czuli bezpiecznie. Płatków nie ugotuję, kaszy manny nie zrobię.” A to feler, westchnął seler, bo takie podejście ma coraz więcej kobiet.
Są też pozytywne przykłady. Znajoma malarka opowiadała mi, że kiedy maluje, to cała się w to angażuje i nie myśli o niczym innym, często przez cały dzień. Obiad gotuje wtedy mąż, który bardzo ją wspiera w artystycznej działalności. Tak jak ona wspiera jego i w pracy i w jego pasjach. I o to właśnie chodzi! Inny mężczyzna, nowo poznany znajomy, lat 70 – świetny facet, inteligentny, dowcipny, oczytany, kino, teatr, muzyka, chodzi po górach, jeździ na rowerze, gotuje… Nie szuka niańki, z kobietą chce dzielić się przeżyciami i przyjemnościami. Można? Można!
Skoro nasi wspaniali 50+ tacy jacyś energetycznie przywiędli, to może rzucimy okiem na młodszych? Przy okazji niedawnej „awantury” z nową prezydentową Francji temat rozgrzał do czerwoności łamy mediów i wypowiedzieli się już chyba wszyscy. I ci co mieli coś do powiedzenia, i ci, co lepiej, żeby nic nie mówili. Ja się cieszę, ponieważ dyskusja zwróciła uwagę na żywą społecznie kwestię. O gustach się nie dyskutuje, ale wielu ludziom trudno jest uwierzyć, że starsza kobieta może się podobać i budzić emocje u młodszych mężczyzn.
Psycholodzy i seksuolodzy od lat potwierdzają, że taki związek odpowiada na wzajemne potrzeby obu stron – psychiczne, emocjonalne i, o zgrozo!, seksualne. A dlaczegóż by nie? Kobieta po 50-tce to niekoniecznie stare próchno zjedzone przez korniki. Zadbana, dojrzała emocjonalnie i doświadczona życiowo, ale nadal młoda duchem ma wiele do zaoferowania mężczyźnie, zresztą nie tylko młodszemu. Naprawdę warto to docenić.
Na zepsutym moralnie Zachodzie tego rodzaju związki już nikogo nie dziwią, są nawet specjalne portale randkowe do łączenia w pary starsze kobiety i zainteresowanych nimi mężczyzn. U nas takie relacje ciągle jeszcze znajdują się na ostrzu społecznego napiętnowania. „Rewolucja Brigitte” – głosiły nagłówki. Może rzeczywiście coś się w tej materii ruszy i nawet w naszym kraju, tego rodzaju związki nie będą już wywoływać sensacji. Dała nam przykład Madame Macron, jak zwyciężać mamy!
O miłości można długo. Dlatego będzie dalszy ciąg. W następnych odcinkach napiszę o portalach randkowych, biurach matrymonialnych, klubach 50+ itp.
A póki co: Kochajmy się! Niezależnie od wieku.
36 komentarzy
Cudny tekst, lekki, z humorem i jakże prawdziwy 🙂
Moje niewielkie i zakończone porażkami doświadczenia wskazują, że facet ma potrzebę kogoś otoczyć opieką. A ja tej opieki nigdy nie potrzebowałam, mimo, że może tak nieśmiało i spolegliwie wyglądałam 😉
Chodziło mi bardziej o to, żeby tańczył (!), wyciągnął do teatru, polecił ciekawą książkę, zorganizował wyprawę rowerową, zaprosił do kawiarni, przyniósł kwiaty. Oczywiście, jak wcześniej … pozmywa bez proszenia (głównie po sobie).
Jakoś bardzo jestem przywiązana do wolności. I ta wolność plus szacunek plus zaufanie byłaby chyba dla mnie najważniejsza w związku. Tak sobie myślę teoretycznie…
Cudny tekst, lekki, z humorem i jakże prawdziwy 🙂
Moje niewielkie i zakończone porażkami doświadczenia wskazują, że facet ma potrzebę kogoś otoczyć opieką. A ja tej opieki nigdy nie potrzebowałam, mimo, że może tak nieśmiało i spolegliwie wyglądałam 😉
Chodziło mi bardziej o to, żeby tańczył (!), wyciągnął do teatru, polecił ciekawą książkę, zorganizował wyprawę rowerową, zaprosił do kawiarni, przyniósł kwiaty. Oczywiście, jak wcześniej … pozmywa bez proszenia (głównie po sobie).
Jakoś bardzo jestem przywiązana do wolności. I ta wolność plus szacunek plus zaufanie byłaby chyba dla mnie najważniejsza w związku. Tak sobie myślę teoretycznie…
Dziękuję Ewa. Myślę, że sporo prawdy w tym, co napisałaś… ja mam podobne potrzeby i może stąd rozbieżności oczekiwań? Jakoś nigdy nie potrafiłam być taka „slaba i mala”, choć z pewnością „opieki” w jakimś stopniu też potrzebuję. Z tym, że ja nazywam to „wsparciem” i to jest dla mnie dużo ważniejsze słowo.
Właśnie wróciłam z krótkiego pobyty w…Nałęczowie:) Jeżeli już coś porównywać – to jest zdecydowanie ładniej jak w tym osławionym Ciechocinku.
Tam panowie i panie wykupują noclegi nawet tylko na wekendy.
Każdy szuka jak potrafi…ważne by szukać a nie jęczeć ,ze rycerz nie przybywa w białym mercedesie:)
Poczekam na Twój kolejny wpis o internetowych biurach matrymonialnych bo…my z moim Panem właśnie w takim biurze się poznaliśmy i już 7 lat za nami..
Warto szukać
Małgośka
Właśnie wróciłam z krótkiego pobyty w…Nałęczowie:) Jeżeli już coś porównywać – to jest zdecydowanie ładniej jak w tym osławionym Ciechocinku.
Tam panowie i panie wykupują noclegi nawet tylko na wekendy.
Każdy szuka jak potrafi…ważne by szukać a nie jęczeć ,ze rycerz nie przybywa w białym mercedesie:)
Poczekam na Twój kolejny wpis o internetowych biurach matrymonialnych bo…my z moim Panem właśnie w takim biurze się poznaliśmy i już 7 lat za nami..
Warto szukać
Małgośka
Tak, mnie też Nałęczów się podobał pod względem krajobrazu i urokliwej atmosfery… ale przygody sanatoryjne jeszcze przede mną 😉
Jak zwykle bardzo fajny tekst, z poczuciem humoru i celnymi uwagami..:) Ja należę chyba do tej nielicznej grupy, która miała i ma szczęście….. z moją połową jestem przeszło 30 lat i za żadne skarby świata nie zamieniłabym go na żaden inny model..:)
Jak zwykle bardzo fajny tekst, z poczuciem humoru i celnymi uwagami..:) Ja należę chyba do tej nielicznej grupy, która miała i ma szczęście….. z moją połową jestem przeszło 30 lat i za żadne skarby świata nie zamieniłabym go na żaden inny model..:)
No to Violetka prawdziwa szczęściara z Ciebie! Gratuluję !!! Może kiedyś zdradzisz, jaka jest recepta? Na pewno nie tylko ja jestem ciekawa…
Masz rację jestem szczęściarą..:)) A recepta… to chyba przeciwności, które się przyciągają i chęć pokazania światu, że można..:)) Na początku nasz związek był źle postrzegany przez otoczenie… mieszkamy w małej miejscowości gdzie sąsiedzi wręcz wiedzą co jadasz na śniadanie..:))
Można powiedzieć, że jak na tamte czasy, byłam taką „Madame Macron”, tyle że starszą od męża tylko o 4 lata…:). Podobnie jak ona, byłam nauczycielką, a mój małżonek był absolwentem szkoły, w której uczyłam..:)) Przeszło rok mieszkaliśmy razem, a tym faktem dopiero dolewaliśmy oliwy do ognia…:))
Aż któregoś dnia moja babcia nie wytrzymała i powiedziała..” Dzieci pobierzcie się wreszcie, bo nie mogę spokojnie zakupów zrobić, bo w kolejkach tylko o Was gadają…”. No i posłuchaliśmy babci.. jesteśmy razem do dziś… na dobre i na złe..:))
Gratuluję jeszcze raz! Ale myślę, sobie , że ważną rzeczą, o której powiedziała mi kiedyś jedna para, też z ponad 30-letnim stażem, to to, że „trzeba się spotkać” i to jest wielkie szczęście – spotkać tę właściwą osobę, a potem pielęgnować uczucie, przyjaźń, związek… Dziękuję za tę opowieść <3
Wyszłam za mąż dobrze po 40-ce, za obecnego Mojego Onego:):)I to ja Go zaczepiłam , ha, ha a On szczęśliwy ,ze Go znalazłam. i tak sobie tkwimy w tym zadowoleniu, choć i bez waśni się nie obędzie a jakże , tym bardziej, ze jestem kobietą z natury mocno niezależną…Pozdrawiam serdecznie
Wyszłam za mąż dobrze po 40-ce, za obecnego Mojego Onego:):)I to ja Go zaczepiłam , ha, ha a On szczęśliwy ,ze Go znalazłam. i tak sobie tkwimy w tym zadowoleniu, choć i bez waśni się nie obędzie a jakże , tym bardziej, ze jestem kobietą z natury mocno niezależną…Pozdrawiam serdecznie
Oooo! To gratuluję! Ja też jestem dość niezależna, mam swój świat, który jest dla mnie ważny i nadal szukam Onego, który byłby skłonny to zaakceptować 🙂 I to nie jest łatwe, o nie… Pozdrawiam również!
My kobiet zaczęłyśmy się prężnie rozwijać i troszkę mężczyźni się tego wystraszyli:) ..Tyle lat byłyśmy niżej niż Oni a tu takie zmiany:)Pisze tu uogólnienia oczywiście. Bo przecież jest mnóstwo tych „Onych”cudownych, czekających gdzieś tam na nas. Jeśli to jest ten właściwy zaakceptuje wszystko ale czasami jest tak, że to my blokujemy dostęp do siebie,,,coś w nas..a może własnie nie wierzymy, że my kobiety niezależne , silne itp. to nie znajdziemy Onego bo uczono i wpajano nam cały czas coś innego..całe lata kobieta była uczona na bycie uległą:):kiedyś zapytałam koleżankę , która osiągnęła wiele – kariera, super auto, fajne mieszkanie, silna , niezależna itd.Super ubrana itd.- zapytana czy istnieje taki mężczyzna dla niej??? -odpowiedziała od razy wątpię…sama nie wierzyła, że dla takiej kobiety jest gdzieś On…może problem tkwi w nas, w poglądzie, że taka kobieta jak ja , taka niezależna nie ma szans??? Serdeczności ślę
To jest bardzo cenna uwaga i ja się z nią zgadzam, bo rzeczywiście wiele kobiet ma taki problem. Ja chyba też 🙂 To wynika częściowo z faktu, że albo spotykamy mężczyzn słabych, o niskiej samoocenie, poturbowanych, niedających sobie z tym rady i wieszających się na naszych ramionach, albo takich, którzy chcą nas koniecznie zdominować i egzekwować tę „uległość”, czasem nawet w sposób agresywny. A chodzi o to, aby spotkać się gdzieś wpół drogi, akceptować i szanować swoje światy, swoje potrzeby i słabości, ale też wspierać się WZAJEMNIE w trudnych chwilach… Żeby to był ruch w dwie strony, a nie tylko w jedną… Silne „samodzielne” kobiety też potrzebują wsparcia! Ale jednocześnie nie mogą mężczyzny tą swoją siłą z premedytacją dołować! Nie tędy droga! Powtarzam: WZAJEMNY SZACUNEK, AKCEPTACJA I WSPARCIE. PRZYJAŹŃ. To są dla mnie filary.
Często jest tak, że pewne obciążenia ciągną się pokoleniowo i mamy to jakby w genach..nie darmo tez psychologowie mówią , że przyciągamy swoich ojców..szukamy pewnych cech…wcale nie koniecznie dla nas…Silna kobieta oczywiście, że potrzebuje wsparcia , przecież jest kobietą:):)
Oczywiście, że tak! Większość moich przyjaciół z Zachodu nie ma z tym najmniejszego problemu i tworzą fajne, partnerskie związki. U nas, młodsze pokolenia też już łapią falę, jeszcze tylko starsi trzymają się barykad … no nic, pozyjemy, zobaczymy 🙂
:):):)
damanawsi.pl Fajny tekst , a swoją drogą na związek nie ma recepty ani przepisu. Idealnie wyrozumiały facet szybko może się znudzić, autorytarny za bardzo wkurza, ten miękki nie daje oparcia, itd… Ja sama mam trudne małżeństwo, ale wszystkie moje związki miały takie bądź inne problemy. Także problem chyba tkwi w nas samych i sposobie postrzegania innych (czyt. samców) to jak się do nich odnosimy, jak same umiemy ułożyć relację. Nie wierzę, że jeżeli jesteśmy beznadziejne w jednej relacji, to w kolejnej będzie super. To my musimy się uczyć się siebie i jak patrzeć na świat, na innych, czego oczekiwać. W końcu ilu jest stricte 'złych’ mężów? może jeden na dziesięć (góra) ale na pewno nie 9 na dziesięć. To powinno nam dać do myślenia, problem tkwi poniekąd w nas. Tak myślę i próbuję nad tym pracować. Miałam w życiu trochę związków i kilka wielkich bezgranicznych miłości. Tylko teraz tak sobie myślę, że gdybym te bezgraniczne miłości wsadziła do mojej współczesności (z małymi rozdartymi dzieciakami, stertą garów, prania i obiadem do ugotowania) to czar szybko by prysł. Czas docenić tych mężczyzn, którzy jednak zostali, hihi 🙂 Miłego weekendu i pozdrowienia
damanawsi.pl
damanawsi.pl Fajny tekst , a swoją drogą na związek nie ma recepty ani przepisu. Idealnie wyrozumiały facet szybko może się znudzić, autorytarny za bardzo wkurza, ten miękki nie daje oparcia, itd… Ja sama mam trudne małżeństwo, ale wszystkie moje związki miały takie bądź inne problemy. Także problem chyba tkwi w nas samych i sposobie postrzegania innych (czyt. samców) to jak się do nich odnosimy, jak same umiemy ułożyć relację. Nie wierzę, że jeżeli jesteśmy beznadziejne w jednej relacji, to w kolejnej będzie super. To my musimy się uczyć się siebie i jak patrzeć na świat, na innych, czego oczekiwać. W końcu ilu jest stricte 'złych’ mężów? może jeden na dziesięć (góra) ale na pewno nie 9 na dziesięć. To powinno nam dać do myślenia, problem tkwi poniekąd w nas. Tak myślę i próbuję nad tym pracować. Miałam w życiu trochę związków i kilka wielkich bezgranicznych miłości. Tylko teraz tak sobie myślę, że gdybym te bezgraniczne miłości wsadziła do mojej współczesności (z małymi rozdartymi dzieciakami, stertą garów, prania i obiadem do ugotowania) to czar szybko by prysł. Czas docenić tych mężczyzn, którzy jednak zostali, hihi 🙂 Miłego weekendu i pozdrowienia
damanawsi.pl
Dziekuje za komentarz. Ja uważam, ze praca nad związkiem, dotarciem, wzajemna akceptacja i kompromisami to zadanie dla OBU stron, nie tylko dla jednej. Kobiety niewątpliwie stały sie dzisiaj bardzo krytyczne wobec mężczyzn, czasem zasłużenie, czasem nie. My tez jako „gatunek” mamy swoje wady. Trzeba próbować spotkać sie gdzieś pośrodku. Pozdrawiam!
Elu, uważam, że kobiety zbyt dużą wagę przypisują związkom damsko – męskim. Zajęłam się tylko swoim światem od kiedy mój syn rozpoczął samodzielne życie, chcę wiedzieć co sprawia mi radość, co mnie naprawdę interesuje i jaką drogą chciałabym iść. A mężczyźni to dodatek. Młodsi są z reguły z innego świata. Atrakcyjne ciała ? Owszem, ale brak mi tej wspólnoty pokoleniowej, podobnych wspomnień z dzieciństwa, wariackiej młodości na koncertach w Jarocinie, literatury, która zachwycała moje pokolenie. Młodzi jak dla mnie są nudni. Spróbowałam – kompletna strata czasu, seks niezły, a poza tym nic, nuda .Starsi zaniedbani, zrezygnowani, potrzebują niezłego kopa energetycznego,żeby im się chciało chcieć. A seks?To też miły dodatek, ale żadna konieczność. Nie szukam.Kobiety gonią za własna młodością, przeszłością, jędrnym ciałem, za minionym. Dlaczego? W wieku 50 lat gdy są zdrowe mogą jeszcze wiele poznać, zobaczyć posmakować Mężczyźni i ich sprawy przeszkadzają , niech będą od czasu do czasu deserem albo fajnym przyjacielem , z którym można konie kraść.
PS.Mam 49 lat. Kocham sport (o rolkach już Tobie pisałam :)), podróże do Azji i Afryki, oglądam niezliczone ilości filmów, czytam tony książek. Wyglądam różnie, pewnie w zależności od tego jaki mam humor ( w poniedziałki najgorszy z możliwych). Od pewnego czasu lubię siebie, nawet moje ciało mi się podoba. Nigdy nie czułam się lepiej. Mam nadzieję,że wiesz jakie to fajne uczucie….Fajny tekst. Ważny.
Moim zdaniem za dużo uwagi poświęcamy mężczyznom. Niech będą wisienką na torcie a nie tortem. Pomyślcie o sobie. Kim jesteście, co lubicie, co Wam sprawia radość. Zajmijcie się nareszcie swoim światem , swojej pełni szczęścia nie uzależniajcie od chłopa. Fajnie mieć przyjaciela obojętnie jakiej płci, kogoś z kim można konie kraść, podzielić się myślami, wspólnie robić rzeczy, które sprawiają radość.Co za różnica czy to chłop czy baba? Jakoś nie słyszałam żeby facetom pełnym pasji baba była niezbędna do życia. Miejmy swój świat, swoje pasje po 50-tce już jesteśmy wolne. Bardzo lubię niektórych mężczyzn, ale nigdy nie byli całym moim światem, ani chlebem powszednim.
Elu, uważam, że kobiety zbyt dużą wagę przypisują związkom damsko – męskim. Zajęłam się tylko swoim światem od kiedy mój syn rozpoczął samodzielne życie, chcę wiedzieć co sprawia mi radość, co mnie naprawdę interesuje i jaką drogą chciałabym iść. A mężczyźni to dodatek. Młodsi są z reguły z innego świata. Atrakcyjne ciała ? Owszem, ale brak mi tej wspólnoty pokoleniowej, podobnych wspomnień z dzieciństwa, wariackiej młodości na koncertach w Jarocinie, literatury, która zachwycała moje pokolenie. Młodzi jak dla mnie są nudni. Spróbowałam – kompletna strata czasu, seks niezły, a poza tym nic, nuda .Starsi zaniedbani, zrezygnowani, potrzebują niezłego kopa energetycznego,żeby im się chciało chcieć. A seks?To też miły dodatek, ale żadna konieczność. Nie szukam.Kobiety gonią za własna młodością, przeszłością, jędrnym ciałem, za minionym. Dlaczego? W wieku 50 lat gdy są zdrowe mogą jeszcze wiele poznać, zobaczyć posmakować Mężczyźni i ich sprawy przeszkadzają , niech będą od czasu do czasu deserem albo fajnym przyjacielem , z którym można konie kraść.
PS.Mam 49 lat. Kocham sport (o rolkach już Tobie pisałam :)), podróże do Azji i Afryki, oglądam niezliczone ilości filmów, czytam tony książek. Wyglądam różnie, pewnie w zależności od tego jaki mam humor ( w poniedziałki najgorszy z możliwych). Od pewnego czasu lubię siebie, nawet moje ciało mi się podoba. Nigdy nie czułam się lepiej. Mam nadzieję,że wiesz jakie to fajne uczucie….Fajny tekst. Ważny.
Tak wiem, mam podobnie, bardzo lubię moje życie po 50-tce, choć nie jest ono idealne i nie jest pozbawione tzw. cieni. Podoba mi się to, co się teraz dzieje, jaka ja jestem, spokój, dystans do świata, akceptacja tego, co jest. Podobnie jak Ty, nigdy nie czułam sie lepiej. Też dużo czytam i oglądam dużo filmów. Mam sporo przestrzeni dla siebie i moich spraw. I to mi się BARDZO podoba. A sprawy damsko-męskie? Miło jest mieć towarzysza, miło jest mieć fajny związek, ale zły związek jest bardzo męczący. Wiem, że są kobiety, dla których wyznacznikiem ich własnej wartości jest mężczyzna u boku i zrobią wszystko, aby tegoż mężczyznę mieć. Mnie to nie jest potrzebne. Dla mnie najważniejsze jest partnerstwo, komplementarność, przyjaźń. Lubienie się po prostu. A jak tego nie ma, to nie ma co. Zresztą, kobiety są dzisiaj o wiele ciekawsze, mają więcej zainteresowań, pasji, więcej im się chce. Rzadziej spotykam interesujących mężczyzn, ale nie wykluczam, że istnieją 🙂 Jak coś się trafi, to się trafi, a jak nie , to nie. Nic na siłę 🙂
Moim zdaniem za dużo uwagi poświęcamy mężczyznom. Niech będą wisienką na torcie a nie tortem. Pomyślcie o sobie. Kim jesteście, co lubicie, co Wam sprawia radość. Zajmijcie się nareszcie swoim światem , swojej pełni szczęścia nie uzależniajcie od chłopa. Fajnie mieć przyjaciela obojętnie jakiej płci, kogoś z kim można konie kraść, podzielić się myślami, wspólnie robić rzeczy, które sprawiają radość.Co za różnica czy to chłop czy baba? Jakoś nie słyszałam żeby facetom pełnym pasji baba była niezbędna do życia. Miejmy swój świat, swoje pasje po 50-tce już jesteśmy wolne. Bardzo lubię niektórych mężczyzn, ale nigdy nie byli całym moim światem, ani chlebem powszednim.
I ja uważam, że kochać można i trzeba w każdym wieku. Mam za sobą 2 związki i 2 wspaniałe córki, a teraz już i wnusię. I tak jak napisała Ela – właśnie teraz zachciało mi się żyć pełnią życia. Czekałam na miłość, na swojego księcia. Aż przeczytałam pewną mądrość ze wschodu – Mistrzu! Jak długo mam czekać na sukces? No, jeśli chcesz czekać to dłuuuugo. No to przestałam czekać i zaczęłam działać. Niestety nie za bardzo udolnie. Na szczęście trafiłam na kurs do Happy Maker – Magdy Jasińskiej. Zrozumiałam, że muszę się oczyścić z zaszłości, odrzucić wszystkie żale i lęki, wybaczyć wszystkim, a przede wszystkim sobie, i pokochać najpierw siebie, a potem otworzyć serce na miłość. Zrobiłam tak i czuję się lekko jak nigdy. I wiem, że jestem gotowa na nową miłość.
I ja uważam, że kochać można i trzeba w każdym wieku. Mam za sobą 2 związki i 2 wspaniałe córki, a teraz już i wnusię. I tak jak napisała Ela – właśnie teraz zachciało mi się żyć pełnią życia. Czekałam na miłość, na swojego księcia. Aż przeczytałam pewną mądrość ze wschodu – Mistrzu! Jak długo mam czekać na sukces? No, jeśli chcesz czekać to dłuuuugo. No to przestałam czekać i zaczęłam działać. Niestety nie za bardzo udolnie. Na szczęście trafiłam na kurs do Happy Maker – Magdy Jasińskiej. Zrozumiałam, że muszę się oczyścić z zaszłości, odrzucić wszystkie żale i lęki, wybaczyć wszystkim, a przede wszystkim sobie, i pokochać najpierw siebie, a potem otworzyć serce na miłość. Zrobiłam tak i czuję się lekko jak nigdy. I wiem, że jestem gotowa na nową miłość.
To bardzo mądre co napisałaś, bo tak właśnie jest! Trzeba oczyścić przestrzeń ze starych złogów, ponieważ dopiero wtedy człowiek jest gotowy… I ma otwarte , czyste serce, które może przyjąć nową miłość. Czego Ci życzę!
Jestem szczęśliwym panem domu po sześćdziesiątce. Żonaty od lat 12 z drugą. Pierwsza była wspaniała. Dobra. Dlaczego odszedłem? Bo poznałem drugą, ale nie tą teraz drugą. Rok piekła po opuszczeniu Szczecina i przeprowadzce do Wrocławia. Wreszcie ta teraz druga. Motam, nie? Ona. Miłość – i tak jest do dzisiaj. Jesteśmy ze sobą, ciągle mamy o czym rozmawiać. Krańcowo różni, a mimo wszystko podobni w wielu rzeczach. Jesteśmy ze sobą, bo Ona umie być ze mną. Jesteśmy ze sobą, bo Ja nauczyłem się bycia z Nią. Codzienne przytulenie, pocałunki. Nie ważne czy w domu, na spacerze czy w sklepie. Spontaniczne. Bez obściskiwania się jak bywało ze 40 lat temu. Bez obleśności. Piękna, dojrzała miłość. Która – jak jedna znana mi baba – nie rdzewieje. Jerzy zaJerzysty, pan domu (hehehe) po sześćdziesiątce
Jestem szczęśliwym panem domu po sześćdziesiątce. Żonaty od lat 12 z drugą. Pierwsza była wspaniała. Dobra. Dlaczego odszedłem? Bo poznałem drugą, ale nie tą teraz drugą. Rok piekła po opuszczeniu Szczecina i przeprowadzce do Wrocławia. Wreszcie ta teraz druga. Motam, nie? Ona. Miłość – i tak jest do dzisiaj. Jesteśmy ze sobą, ciągle mamy o czym rozmawiać. Krańcowo różni, a mimo wszystko podobni w wielu rzeczach. Jesteśmy ze sobą, bo Ona umie być ze mną. Jesteśmy ze sobą, bo Ja nauczyłem się bycia z Nią. Codzienne przytulenie, pocałunki. Nie ważne czy w domu, na spacerze czy w sklepie. Spontaniczne. Bez obściskiwania się jak bywało ze 40 lat temu. Bez obleśności. Piękna, dojrzała miłość. Która – jak jedna znana mi baba – nie rdzewieje. Jerzy zaJerzysty, pan domu (hehehe) po sześćdziesiątce
No i pięknie! Wreszcie głos od mężczyzny! I to o miłości! Bardzo piękne dwa zdania: „Ona umie być ze mną. Ja nauczyłem się być z nią.” Sama prawda. I przytulanie! Wielu mężczyzn nie może/nie chce zrozumieć, jakie to jest dla nas kobiet ważne! GRATULUJE! I dziękuje za ten głos
czuję poważny kryzys i zbieram siły aby podjąć jakąś decyzję.Moje uczucie do męża zgasło. Nigdy nie było płomienne, a po usamodzielnieniu syna…wygasło. Przez wiele lat mój mąż rozmawiał ze mną tylko po alkoholu. A pił często, ale ja nie miałam chęci słychać jego bełkotu. Obrzydził mi tak siebie, że nie widzę w nim nic atrakcyjnego. Niby mówi, że mnie kocha… jeśli to prawda, ja tego uczucia nie odwzajemniam. Cóż począć, po 30 latach małżeństwa? Mam dobry zawód mogę pracować nawet za granicą. Wyjechać? mnie święta nie cieszą, pustka i samotność.
czuję poważny kryzys i zbieram siły aby podjąć jakąś decyzję.Moje uczucie do męża zgasło. Nigdy nie było płomienne, a po usamodzielnieniu syna…wygasło. Przez wiele lat mój mąż rozmawiał ze mną tylko po alkoholu. A pił często, ale ja nie miałam chęci słychać jego bełkotu. Obrzydził mi tak siebie, że nie widzę w nim nic atrakcyjnego. Niby mówi, że mnie kocha… jeśli to prawda, ja tego uczucia nie odwzajemniam. Cóż począć, po 30 latach małżeństwa? Mam dobry zawód mogę pracować nawet za granicą. Wyjechać? mnie święta nie cieszą, pustka i samotność.
Droga Masiu, trudno coś doradzać na odległość, nie znając „osób dramatu”… to bardzo delikatny temat i z tego, co widzę, przeżywa go coraz więcej kobiet w wieku dojrzałym. Życie mamy tylko jedno i warto je przeżyć jak najlepiej. Warto być szczęśliwym po prostu. Ale decyzje, które to szczęście zapewniają, każdy musi podjąć sam… Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie Masiu!