Trwa spór o to, czy jest to stare chińskie przekleństwo czy cytat z przemówienia angielskiego polityka Josepha Chamberlaina z 1898 roku. „… żyjemy w niezwykle interesujących czasach” – powiedział wtedy – „Ja osobiście nie pamiętam okresu, kiedy nasza historia była tak pełna wydarzeń, że każdy dzień przynosił nam nowe tematy, które budzą zainteresowanie, a także, (…) nowe tematy, które budzą niepokój”. Tak mówił przedstawiciel narodu od wieków bezpiecznie odgrodzonego na swojej wyspie od wstrząsów tego świata, za to nagminnie w porządku tegoż świata manipulującego. I stwierdził to zanim nadeszły wielkie kataklizmy i społeczno-historyczne zawieruchy XX wieku.
Nowe millenium witaliśmy z nadzieją, że po tak dotkliwych doświadczeniach ludzkość się opamięta, ale przyszły nowe burze i zamiecie. Namiętności, żądze i emocje targające naturą człowieka są ciągle te same. Puszka Pandory wiecznie otwarta. Dlatego jest mi obojętne skąd wzięło się to powiedzenie. Jako obywatelka kraju nieustannie gnębionego jakimś fermentem i reprezentantka nacji o mniej flegmatycznym usposobieniu, powiem raczej swojskie: „Zawsze k*** coś!”
Zakląwszy szpetnie bynajmniej nie po francusku (kto oglądał rozbójnika Rumcajsa, ten wie), ulgę człowiek poczuje i jakoś tak mu na duszy lepiej. Od razu łatwiej do pionu wrócić i bez regulowania obrazu w telewizorze spojrzeć na rzeczywistość spokojniejszym okiem. Oczekiwaliśmy, choć z pewną dozą niepewności, że 2022 przyniesie nam upragniony oddech od pandemii i będziemy mogli wrócić do normalnego życia. Ja, na wszelki wypadek, przywitałam Nowy Rok ulubionym drinkiem Jamesa Bonda czyli koktajlem martini, wstrząśniętym niezmieszanym. Tak dla kurażu.
Zdawało mi się, że to będzie bardziej odpowiedni toast niż wesołe bąbelki. Nawet mi się nie śniło, że mocne nerwy, siła i odwaga będą nam znów tak bardzo potrzebne! Jakby mało było tragicznej w skutkach zarazy, pogodowej wścieklizny, gospodarczego chaosu i jałowych kłótni polityków… Jakby mało było codziennych trosk, wyzwań i stresów, to jeszcze tuż obok wybucha najprawdziwsza wojna, giną ludzie, a miasta zamieniają się w ruiny. I to nie jest film na Netflixie.
Minęło dziewięć miesięcy tego burzliwego roku, a ja publikuję dopiero pierwszy tekst.
Długo we mnie dojrzewał. Bo ciągle coś. Inne priorytety. Najpierw praca i porządki w finansach po trudnym dla mnie ze względów rodzinnych 2021. Potem ta piekielna wojna, która zaskoczyła mnie przy pakowaniu walizki na wyjazd. I zamiast na narty pojechałam na granicę z Ukrainą pracować dla zagranicznej ekipy telewizyjnej. Przeżycia tamtego tygodnia do dziś stają mi przed oczami. Tysiące uciekających ludzi, groza, chaos, bezmiar nieszczęścia i cierpienia. Po powrocie długo dochodziłam do siebie, a tegoroczne przesilenie wiosenne było wielowymiarowe.
Od dawna nie odczuwałam takiego poplątania psycho-emocjonalnego. Szok mieszał się z niedowierzaniem, lęk z nadzieją, siła ze słabością, wiara ze zwątpieniem, spokój z przerażeniem. Chyba wszyscy odczuwaliśmy ogromny stres, dodatkowo podsycany przez media, które wypluwały z siebie newsy jak naboje z CKMu. Dramatyczne obrazki wojenne wymieszane z wrzeniem kibiców, czy Lewandowski przejdzie do Barcelony. Jeden wielki TikTok przeciążający system nerwowy do zenitu. A kiedy trochę odetchnęłam, zaczęły się kłopoty zdrowotne mamy i dopadł mnie drugi sezon serialu p.t. „opieka nad rodzicami”… No cóż, taki etap w życiu. Nie tylko u mnie.
„Nie należy gniewać się na bieg wypadków. Nic ich to bowiem nie obchodzi.”
Tak dwa tysiące lat temu napisał w swoich „Rozmyślaniach” Cesarz Marek Aureliusz i trudno się z nim nie zgodzić. Wobec wichrów historii jesteśmy jak plankton unoszony falami oceanu, który nie wie, do jakiej paszczy trafi. Na tak wiele spraw nie mamy wpływu, dlatego trzeba skupić się na tym, co jest zależne od nas i naszej postawy. W chwilach, kiedy w świat uderza kolejny meteoryt, a łącza zamieniają się w wielką grzędę rozgdakanych kur, ja wyjmuję wtyczkę z kontaktu i wylogowuję głowę. Zanurzam się w ciszę, aby usłyszeć własne myśli i zastanowić się, co mogę zrobić. To dla mnie sposób na zachowanie spokoju. A potem działam, bo głównym nurtem mojego strumienia energii jest działanie.
Zgadzam się z amerykańskim psychologiem Dale Carnegie (1888-1955), który twierdził: „Bezczynność rodzi wątpliwości i strach. Działanie rodzi zaufanie i odwagę”. Tak było, kiedy tysiące ludzi zaangażowało się w pomoc dla Ukraińców. Jakież to było piękne i krzepiące dla naszych steranych konfliktami dusz! Masowa spontaniczna akcja ponad podziałami, niezależnie od wieku! I bardzo dużo dojrzałych kobiet brało w tym udział – pokazały, że mamy w sobie siłę, energię i doświadczenie życiowe, które warto wykorzystywać. A potem kurz opadł, energia się wyczerpała, wojna spowszedniała i wróciliśmy do swoich spraw. Praca, rodzina, wakacje… i nie ma co się dziwić. Wydarzenia ostatnich lat wszystkim dały w kość i potrzebna nam była emocjonalna przeciwwaga. Lato przyniosło eksplozję witalności, podróży i odpoczynku.
Czas biegnie nieubłaganie.
To jedyna rzecz, której nie da się nadrobić. Pandemia, a teraz ta bezsensowna wojna dobitnie pokazały nam jak krucha jest nasza egzystencja i jak w jednej chwili wszystko może się zmienić. Naprawdę nie można już odkładać życia „na później”. Dlatego warto działać nie tylko w momentach historycznych zrywów, ale przede wszystkim dbać o naszą rzeczywistość na co dzień. Robić wszystko, na tyle, na ile pozwala nam sytuacja, aby zapewnić sobie poczucie równowagi i zadowolenia w naszej własnej mikroskali.
Z pewnym niepokojem obserwuję ogromny wzrost zaangażowania w świat wykreowany przez media społecznościowe, mimo, że sama biorę w tym udział. Oczywiście, wszystko jest dla ludzi, mamy rewolucję technologiczną i nowoczesne formy komunikacji i sprzedaży. Szukamy wiedzy, inspiracji i ciekawostek, ale moim zdaniem życie w internecie przybiera niebezpieczne rozmiary. To chyba największy dzisiaj zjadacz czasu i uwagi! Wszędzie ludzie z nosami w komórkach. Nieustanne obserwowanie i komentowanie tego, co robią inni, udział w jałowych dyskusjach, porównywanie się i niezdrowe konkurowanie. Napychamy sobie głowy milionem obrazów, których za chwilę nie pamiętamy, a nasze prawdziwe życie i NASZE marzenia uciekają. Wierzymy, że inni mają lepiej, a to nie zawsze jest prawda. Za pięknymi zdjęciami na instagramie nierzadko kryją się dramaty albo zafałszowana rzeczywistość. Nieraz się o tym przekonałam.
Szczególnie my kobiety musimy zadbać o czas,
bo to na nas spoczywa cała masa obowiązków i oczekiwań. To my częściej zaniedbujemy własne sprawy, aby pomagać i wspierać innych. Potem zostaje tylko oglądanie zdjęć na instagramie. Wiem, że wiele fajnych dojrzałych bab zbiera profity z dotychczasowego dorobku i jest im dobrze. Dzieci poszły w świat, mają stabilną sytuację rodzinną i finansową i z tego korzystają. Świetnie! Tak ma być. Niemniej jest spora grupa, która boryka się z różnego rodzaju problemami i nie dają sobie z tym rady albo są pozostawione same sobie.
Moja droga – jeśli Ciebie to dotyczy, nie wstydź się szukać wsparcia i pomocy. My kobiety jesteśmy silne, ale żadna z nas nie jest aż taką siłaczką, żeby brać na siebie ZA DUŻO. To prędzej czy później się na Tobie odbije. Kiedy stajesz w obliczu wyzwań, ogarnia cię lęk i trwoga, a rozchwiane emocje na pewno w niczym nie pomagają. Kiedy działasz, szukasz pomocy i rozwiązań, dajesz sobie szansę na pokonanie trudności i lepsze życie. I pisząc „lepsze” nie mam na myśli zdobywania Mount Everestu, nurkowania na Hawajach czy jakichś innych super atrakcji. Tak zwany dobrostan może Ci zapewnić po prostu spokój, który jest w tej chwili towarem o zwiększonym popycie. Udane życie rodzinne i towarzyskie, zadbany dom czy ogród albo praca, hobby czy zainteresowania. Coś bardzo zwykłego, co sprawia, że jesteś zadowolona. Coś, co sprawia, że masz energię albo chęć, aby sięgać po więcej.
Jakby się tak zastanowić, to żyjemy w bardzo ciekawych czasach!
Wojny, zarazy i inne nieszczęścia zawsze gnębiły ludzkość. Natomiast po raz pierwszy w historii mamy tyle możliwości na naprawdę interesujące przeżycia lub rozwijanie pasji. Nigdy wcześniej świat nie był tak otwarty i oferujący tyle szans na spełnianie własnych celów i marzeń. Nigdy wcześniej tylu możliwości nie miałyśmy my, kobiety dojrzałe. Trzeba tylko je zobaczyć i odważyć się po nie sięgać. No i dbać o zdrowie, dobre samopoczucie, należyty odpoczynek i regenerację – wzmocniona możesz więcej!
Poczucie równowagi i zadowolenia, że dobrze wykorzystujesz swoje zasoby i talenty, to skuteczny zestaw kluczy do satysfakcjonującego życia. Może warto być delfinem, który wyskakuje ponad fale i jest symbolem energii i radości? Dla mnie osobiście to motto na czas, który mi pozostał. Starannie dobieram priorytety (na pierwszym miejscu właśnie zdrowie, również to psychiczne i emocjonalne) i stawiam na to, na czym mi zależy i co jest dla mnie ważne. Chcę zdążyć. Paszcza losu ciągle otwarta.