Świat oszalał. Zamyka nam życie w pudełkach z wyświetlaczem i aplikuje aplikację za aplikacją. Do zarządzania czasem, do zakupów, płacenia rachunków, kontaktów osobistych, randkowania, odmierzania kalorii i bicia serca. Brakuje czegoś do kierowania rozumem i emocjami, ale to tylko kwestia czasu. Prace nad sztuczną inteligencją trwają. Jesteśmy zaaplikowani na amen i to na pewno jeszcze nie koniec. Jak się w tym odnaleźć, kiedy ludzkość idzie z postępem, a my nie nadążamy, choć w wielu sytuacjach nowoczesna technologia niewątpliwie ułatwia życie?
Od zawsze jestem osobą o ciekawym świata umyśle, otwartą na ludzi i na to, co się dzieje. Lubię być na bieżąco. Z drugiej strony jestem kompletnie nietechniczna i opanowywanie zawiłości działania różnych sprzętów to spore wyzwanie. Nigdy nie nauczyłam się robić porządnych zdjęć, ponieważ zrozumienie jak się ustawia migawkę i przesłonę przekracza moje możliwości. Trudno. Mam inne talenty. Nadeszły jednak czasy, kiedy od technologii NAPRAWDĘ trudno uciec. Nieumiejętność wejścia w świat wirtualny może utrudniać codzienne życie (kiedy tyle rzeczy można załatwić przez internet), a czasem powodować nawet społeczne wykluczenie. Oczywiście, to prawdziwe życie nie dzieje się w sieci, ale jednak sporo tam interesujących rzeczy! I ciągnie człowieka poczciwego.
Moje pierwsze zetknięcie ze światem IT to schyłek lat 1980-tych. Jeździłam wtedy do mojego taty do pracy, aby tam spisywać pracę magisterską na komputerze IBM w jakimś prościutkim edytorze tekstów. Dałam radę. Potem stopniowo następował wybuch internetu, poczty elektronicznej, różnych programów, coraz nowocześniejszych komputerów i telefonów. Starałam się być w miarę na bieżąco, zwłaszcza, że tego wymagała moja praca zawodowa. Nauczyłam się obsługiwać cały pakiet Office, a nawet zahaczyłam o programy graficzne, bo robiłam prezentacje. Potem mój techniczny móżdżek blondynki cieszył się z każdego małego e-zwycięstwa, opanowania coraz bardziej wymagających komórek, bankowości elektronicznej, paypala, konta na skypie, potem na Facebooku i tak dalej i tak dalej. Oczywiście, najszybciej poszło mi z robieniem zakupów online. Niestety, rozwój technologii tak przyśpieszył i tak zdigitalizował nam życie, że przestałam nadążać. Częściowo dlatego, że nie ogarniam już tego wszystkiego, a częściowo z buntu, żeby nie dać się zwariować. Nie chcę być jedną wielką chodzącą aplikacją. Staram się selektywnie wybierać to, co uznam za potrzebne. A plan zajętości nadal prowadzę w starym, dobrym kalendarzu.
Ale potem zachciało mi się być blogerką. Kiedy zaczynałam, kompletnie nie wiedziałam z czym się mierzę i w co się pakuję. Pierwsze próby zaliczyłam na zwykłym szablonie na platformie onetu, a potem na blogspot. To nie było trudne. Trzeba było tylko pisać. Ale potem nadeszły czasy wordpressa i zaczęły się schody. Oczywiście, wizualnie zmiana jest kolosalna, możliwości techniczne też dużo większe, ale trzeba się tego naumieć! Zapisałam się nawet na jednodniowy kurs wordpressa, byłam najstarsza w grupie i niestety najmniej kumata, najwolniej łapata. Nic z tego nie wyszło i zatrudniłam webmasterkę. Ale znam kilka kobiet 50+, które samodzielnie zrobiły swoje strony i wiedzą, co w trawie piszczy. Teraz już łapię, ale na początku zamieszczenie wpisu na blogu trwało tydzień, zanim pojęłam co i gdzie nacisnąć, żeby było tak jak chcę. Bloguję już ponad 3 lata i ciągle nad tym pracuję, a wyzwaniom końca nie widać. Krok po kroczku, wprawiałam się w prowadzeniu fanpage’a, choć Facebook nadal ma przede mną wiele tajemnic. Rozpracowałam Pinterest, nauczyłam się programu graficznego Canva do robienia memów, założyłam konto na Instagramie (można zajrzeć TU) i opanowałam tajemnicę hasztagów. To oczywiście nie działo się samo. To kursy on-linowe, które robiłam, to godziny spędzone na próbowaniu tego i owego. Ale nauczyłam się! Rozpiera mnie duma i niedługo uniosę się w powietrze jak balon. Wystarczy jednak wspomnieć o obróbce zdjęć i filmików, żeby skutecznie nakłuć ten mój balonik pychy. Szybciutko wtedy spadam na ziemię. W tej chwili uczę się robienia live’ów, a w planach mam założenie kanału na You Tubie i to dopiero będzie jazda bez trzymanki. Ale jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B, mili Państwo. I powiem Wam, że to jest nawet ekscytujące! Każde małe zwycięstwo cieszy, a pokonywanie wyzwań daje energetycznego kopa. I choć na niedawnym Festiwalu Bloggerów SeeBloggers w Łodzi przekonałam się, że w porównaniu z młodszym pokoleniem jestem nadal technologiczną amebą, to nie zamierzam się poddawać. Idę naprzód, po swojemu, w swoim tempie.
A jak to wygląda u Was? Dajecie radę, czy idzie opornie? Mam dla Was propozycję.
Natknęłam się ostatnio na ciekawą publikację, którą chciałabym Wam polecić, zwłaszcza tym z Was, którzy jeszcze nienajmocniej się czują w świecie nowoczesnych technologii. To miesięcznik Komputer i internet bez tajemnic, od niedawna obecny na rynku. Pismo zawiera praktyczne porady i triki z zakresu obsługi komputerów, Internetu, smartfonów oraz powiązanych urządzeń. Adresowane jest głównie do osób starszych, dla których obsługa komputera wciąż jest pewną nowością i z czym nie do końca mogą sobie poradzić. Porady są pisane prostym językiem (nie ma tam typowego żargonu technicznego, który zrozumieją tylko osoby zainteresowane taką tematyką) i dotyczą spraw z naszej nowej nowoczesnej świadomości. Być może uznasz, że to już nie dla Ciebie (ja znalazłam tam kilka ciekawych porad, mimo, że uważam się za osobę w miarę zaawansowaną, z podkreśleniem „w miarę”), ale na pewno w Twoim otoczeniu jest ktoś, komu takie kompendium wiedzy może się przydać.
Więcej na temat tego pisma możesz przeczytać TU. Pod tym linkiem możesz też zamówić egzemplarz testowy lub prenumeratę.
No to jak tam z Wami jest: z technologią na Ty czy na Pani?