Od początku tego roku jestem bardzo zajęta – dostałam pracę w pewnym projekcie, coraz większego zaangażowania i wsparcia wymagają też moi rodzice. Jednak marzec to dla mnie miesiąc szczególny i zmobilizowałam się do nowego wpisu. Miałam urodziny i stałam się dziewczyną nie tylko na piątkę, ale nawet na dwie! To już 5 lat w Klubie 50+ i z radością celebrowałam ten piękny jubileusz. Jak się z tym czuję? Wspaniale! Ta pani jeszcze może proszę Państwa! I to całkiem sporo, a jeszcze więcej jej się chce! Myślę, że taki stan ducha potwierdzi wiele z Was, którzy jesteście w podobnym wieku i starsi, prawda? Poniżej małe podsumowanie z członkostwa w tym zacnym Klubie.
Program antykorozyjny, który sobie wymyśliłam sprawdza się bardzo dobrze, nie tylko wtedy, kiedy wszystko gra, ale i w trudniejszych, a nawet bardzo trudnych sytuacjach. Tak zwanych wyzwań życiowych przecież nie brakuje. Zwłaszcza teraz. A mimo wszystko jestem zadowolona – umiem czerpać z tego, co mnie zasila i nie poddawać się temu, co chce złamać. Może dlatego, że urodziłam się u progu wiosny? A w życiu jest jak w marcu, człowiek promienieje, kiedy jest słońce, ale musi być gotowy i na grad.
Jestem dumna z mojego wieku i cieszy mnie forma, w jakiej jestem.
Fizyczna, psychiczna, emocjonalna. Dojrzałość przyniosła mi akceptację siebie i wewnętrzny spokój, dystans do rzeczywistości i asertywność. Część przyszła sama, nad pewnymi sprawami trzeba było popracować. Było warto. Poczułam się pewniej, uwierzyłam w siebie, polubiłam. Z wadami negocjuję. Pomimo mojej mini-niepełnosprawności (endoproteza biodra) i ograniczeń, jakie ona narzuca, czuję się silna, sprawna i fit. Nad tym też pracowałam, a jakże! Ćwiczyłam, ruszałam się i nadal to robię, bo życie to ruch, a nie siedzenie przed telewizorem.
Ostatni rok był dla nas wszystkich trudny, ale ja nie narzekam.
Kryzys mobilizuje mnie do działania i szukania rozwiązań. To też efekt dojrzałości i doświadczenia. Ta diablica już w niejednym piecu paliła. Poza tym, kiedy człowiek jest zajęty, to mniej myśli. Ja mam pod opieką starszych rodziców i sporo obowiązków z tym związanych, a w ciągu ostatniego roku jeszcze ich przybyło. Rodzice są dla mnie priorytetem i dla nich trzeba było zachować siłę, spokój i pogodę ducha. Oni, zamknięci w domu i mocniej odizolowani od świata potrzebowali tego bardziej niż ja. Pomagałam im jak umiałam, załatwiałam mnóstwo spraw, spędzaliśmy razem Święta, Nowy Rok, w styczniu obchodziliśmy 80-te urodziny Mamy, w lutym byliśmy się szczepić. Do tego mam pracę, bloga, kontakty towarzyskie. O życiowym zastoju nie ma mowy.
Dotychczasowe życiowe sprawdziany nauczyły mnie odporności nie tylko na pandemię.
Wszyscy jesteśmy teraz ofiarami całej tej sytuacji i musimy z nią żyć najlepiej jak potrafimy. Moja najszczersza empatia idzie w kierunku osób, które z powodu wirusa straciły kogoś bliskiego, współczuję starszym i chorym, którym ta sytuacja utrudnia leczenie i kontakty międzyludzkie. Solidaryzuję się z:
- rodzinami, gdzie są dzieci i młodzież, którym odcięto możliwość spotykania się z rówieśnikami i przykuto do niekończących się lekcji online.
- rodzicami, którzy muszą godzić e-szkołę oraz własną pracę i nie zwariować.
- przedsiębiorcami, którym pandemia zabiera dochód z biznesów, w które zainwestowali, być może nawet cały dotychczasowy dorobek.
- ludźmi, którzy stracili pracę. To są ogromne i prawdziwe wyzwania.
Kiedy jednak czytam, że ktoś jęczy, bo przez zarazę nie mógł wyjechać latem do Toskanii, a zimą na narty do Austrii, to niedowierzam. Ci ludzie są jak duże dzieci, które tupią ze złości, bo ktoś im zabrał piękne zabawki. I muszę powiedzieć, że obserwując najstarsze pokolenia, mam wrażenie, że ten nieszczęsny czas znoszą stosunkowo najlepiej. Oni wiele przeszli, niektórzy nigdy nie mieli żadnych zabawek albo co najwyżej drewnianego konika lub szmaciane lalki. Są zahartowani i umieją brać życie takie, jakie jest. Są dla mnie wzorem. Bądźmy dzielni tak jak oni!
Jaka jest moja osobista tajemnica dzielności, pogody ducha i witalności?
Przede wszystkim nauczyłam się lubić siebie i jest to dla mnie duża wartość. Akceptuję swój charakter i osobowość, z całym bogactwem inwentarza i rogatą duszą w komplecie. To bardzo wiele zmieniło. Odważyłam się pokazać światu, założyłam bloga i spełniam marzenia o twórczym życiu. To był najlepszy zastrzyk energii, jaki sobie zaserwowałam i wiem, że dopiero się rozkręcam. Stałam się pewniejsza siebie i asertywna, co nie wyklucza bycia uważnym na to, co dzieje się wokół oraz empatii. Jeśli dbasz o siebie, masz więcej siły dla innych. Nabrałam dystansu do rzeczywistości, stać mnie na autoironię i żarty na własny temat. Podobno otwarty umysł i ciekawość dziecka są oznaką witalności, a ja lubię obserwować i odkrywać świat, poznawać nowych ludzi. Ciągle wiele rzeczy mnie fascynuje i chcę się o nich dowiadywać. To jest niezwykle stymulujące.
Nauczyłam się dostrzegać promyki słońca nawet przy dużych zachmurzeniach i w totalną niepogodę, odwracać negatywy na pozytywy, doceniać te wszystkie małe radości dnia codziennego. Wiem, to brzmi jak stek banałów, które słyszeliście już milion razy, ale mnie naprawdę żyje się lepiej z taką filozofią. To zmienia perspektywę i filtry w głowie. No i wreszcie stała śpiewka, czyli właściwe odżywianie i ruch, ale o tym pisałam już tyle razy, że dziś sobie daruję. Mogę tylko powiedzieć, że widzę, jak podczas pandemii, wiele osób w trosce o swoje zdrowie zmieniło podejście w tych dwóch kwestiach. I widzą efekty! Motyle w brzuchu po każdym ruchu! Pasza treściwa to też warzywa! Czy jakoś tak.
A skąd te rogi?
No cóż, pomimo „zaawansowanego wieku” nie opuszcza mnie dusza psotnego dziecka. Teraz zaś, skoro lat przybywa, szykuję się do roli piekielnej staruszki i bardzo mnie ta wizja pociąga. Na pohybel rdzewieniu!
Moi drodzy! Warto się doceniać i realizować własne scenariusze, to nam wyjdzie tylko na dobre!
Zwłaszcza my kobiety często mamy z tym problem, bo stawiamy innych na pierwszym miejscu. Nie umiemy odmawiać i postępujemy wbrew sobie. Wydaje nam się, że musimy dać z siebie więcej, żeby nas doceniono i kochano, a to niestety często się nie sprawdza. Same nie dostrzegamy całej palety naszych zalet. Też taka byłam. Dziś już wiem, że samoakceptacja to podstawa. I nie mówię o wybudowaniu ołtarza bezrefleksyjnego uwielbienia wobec własnej osoby. Ludzie ze zdrowym poczuciem wartości są otwarci na krytykę i umieją przyznać się do błędów. I co ważne w kontekście wieku, jeśli myślisz o sobie dobrze, to nie zamartwiasz się upływem lat, siwizną, zmarszczkami czy jakimiś wałeczkami tu i tam. Wiesz, że to normalna kolej rzeczy i nikt tego nie zmieni. Ty natomiast możesz zmienić swoje podejście, a energię inwestować w dbałość o formę i to, co sprawia ci radość. Wesołe jest życie „staruszka!” – pamiętacie?
Życzę Wam pięknej wiosny i dużo energii! Bądźcie na 5tkę, 6tkę, 7kę, a nawet 8semkę! Skala ocen idzie tyle w górę.
4 komentarze
Całkowicie się z Tobą zgadzam, moje życie nabrało smaku po 50, i też się rozkręcam. A jak ma się dużo do zrealizowania, praca, pasja itd., to nie ma czasu na użalanie się nad sobą i rozpatrywanie, czy jest mi dobrze. Jest mi dobrze, bo tak chcę. Kiedyś w tv usłyszałam fajnie zdanie, na pytanie reporterki, skierowane do profesora, czy z wiekiem ma stany depresyjne, odpowiedział, że nie ma na to czasu. Dzień ma wypełniony pracą i pasją, nie ma czasu rozczulać się nad sobą. Oczywiście depresja to choroba, ale wiele osób, zwykłą chandrę określa od razu stanem choroby. Twierdzi, że nikt ich nie rozumie, że są nieszczęśliwi, ale nie chcą zrobić nic, by to zmienić. Wtedy takim osobom, mówię, by pomyśleli co oni mogą oferować innym, a nie czekali na to co mają otrzymać.
Tak, tak, tak!!! Podpisuję się pod każdym słowem! Ludzie, którzy żyją z pasją, są zajęci – pracą, rodziną, hobby, ogrodem, mają zainteresowania – nie narzekają! A jeśli nawet, to troszkę tylko, każdy ma prawo do spadków nastroju. Oczywiście, rozumiem tych, którzy są w większym stopniu dotknięci obecną sytuacją, o czym pisałam w artykule… dużą winę ponoszą też media, które rozkręcają spiralę strachu i negatywnych wiadomości, bo to się sprzedaje. I to jest okropne! Cieszę się, że się rozumiemy. Dziękuję za komenatrz!
Mam wrażenie, że młode roczniki stałe się pokoleniem roszczeniowym, stąd to narzekanie. Starsze pokolenia przeszły nie jedno w życiu są zahartowane. Potrafimy znaleźć radość z każdego dnia. Oby tylko zdrowie było w miarę dobre. Serdeczne życzenia z okazji osiągnięcia takiej fajnej liczby. Oby każda następna była równie fajna. Powodzenia.
Dziękuję bardzo!!! Tak, zgadzam się z tą tezą, też uważam, że starsze pokolenia są lepiej zahartowane na życiowe trudności i wyzwania, których młodszym nie dane było przeżyć… No i zdrowie najważniejsze, o tym młodzi też często jeszcze nie myślą… Także zdrówka życzę i pozdrawiam!