„Panie Wojtku, pan to potrafi zadowalać kobiety!” – powiedziałam drżącym głosem po przejażdżce supersportowym samochodem KTM X BOW do przesympatycznego kierowcy. Przed chwilą przewiózł mnie tym cackiem po pełnym zakrętów i zawijasów torze w Słomczynie pod Warszawą. Kilka minut wcześniej podobny rajd zaliczyła moja koleżanka Agnieszka, która wysiadła z bolidu z bananem szczęścia na twarzy. Właśnie spełniła swoje wielkie marzenie. Niedługo będzie świętowała 50-te urodziny i z tej okazji wykupiłam jej taki prezent w firmie Katalog marzeń. No bo jak nie teraz, to kiedy? Na spełnianie marzeń, nawet tych szalonych, nigdy nie jest za późno.
Dziewczyny lubią brąz
Okazuje się jednak, że nie wszystkie. Agnieszkę od dziecka fascynuje prędkość. To dla niej źródło adrenaliny i przyjemności. Kręci ją szybka jazda, uwielbia moment przyśpieszenia, manewry, przeciążenia. Odlatuje, kiedy świat poza „pojazdem” istnieje tylko jako punkt odniesienia dla prędkości i odczuwanych wrażeń. To dla Agnieszki chwila „w innym wymiarze”, która daje jej energetycznego kopa. Dlaczego marzyła o przejażdżce akurat takim bolidem? Odpowiada, że wyścigi Formuły 1 były dla niej zawsze synonimem super szybkości, zwinności i doznań, jakich może dostarczyć jazda samochodem.
Ostra jazda bez trzymanki
„No i jakie wrażenia?” – pytam. „Rewelacja, czad i tego właśnie chciałam!!! Niesamowity zryw, prędkość, wciskanie w fotel, przeciążenia na wirażach” – wylicza jednym tchem Agnieszka, a policzki jej płoną – „Do tego wprawna i pewna ręka kierowcy i czujesz się bezpiecznie. Szkoda tylko, że tor za krótki (1,2 km) i za krótka ta pierwsza prosta, bo nie można rozwinąć maksymalnej prędkości.” No szatan nie kobieta, a taka spokojna się wydaje! Nie ma wyjścia, następne urodziny na torze wyścigowym Monza, najszybszym w Europie. Kilka słów o naszym zacnym autku. KTM X BOW to produkt austriackiej firmy KTM (która produkuje głównie motocykle), wyposażony w silnik o mocy 300 KM (!!!) Dzięki lekkiej konstrukcji (waży zaledwie 700 kg) osiąga przyśpieszenie 3,7 sek do 100 km/h i prędkość do 295 km/h! Czy teraz rozumiecie, o czym my tu mówimy???
Wiatr we włosach
O wietrze we włosach tym razem nie ma mowy, ponieważ firma zapewniająca te niesamowite emocje ściśle przestrzega reguł bezpieczeństwa. Po przybyciu na motodrom, trzeba zgłosić się do rejestracji i wypełnić oświadczenie, że wsiadamy do tej (czy innej) ultraszybkiej maszyny (np. Ferrari czy Lamborghini) całkowicie dobrowolnie, świadomi praw i obowiązków i gotowi na szybką śmierć czy to na zakręcie czy też w wyniku ataku serca. Podpisujemy swoisty cyrograf z diabłem, ale czy nie za przeżycia jesteśmy gotowi oddać nasze grzeszne dusze? O zbawienie będziemy martwić się jutro. Jeśli przeżyjemy. Zapewniam, że przeżyjemy i będziemy to długo pamiętać. Przy rejestracji dostajemy specjalną czapeczkę pod kask (nie wygląda się w niej twarzowo, ale co tam, to nie konkurs Miss Wyścigów), a potem pan pomaga dobrać odpowiedni, ściśle przylegający do głowy sagan ochronny. Mój ważył chyba tonę, ale rozumiem, że przy tej prędkości jest to niezbędne. Ja nie jestem aż tak wielką fanką szybkości jak Agnieszka, ale kocham adrenalinę i pakuję się na różne kolejki górskie i karuzele w lunaparkach. Dlatego też koniecznie chciałam spróbować i tej przejażdżki. I potwierdzam: totalny odlot i ekstremalne przeżycia. I podczas startu, kiedy rozpęd wbija w fotel i podczas wchodzenia w wiraże, kiedy bolidem zarzuca w prawo czy w lewo. Cała jazda to tylko kilka minut, ale wychodziłam z auta na miękkich nogach.
Czy pani jedzie sama czy może razem z nim?
Ani Agnieszka ani ja nie odważyłyśmy się same kierować tym niesamowitym pojazdem. Ja bym zresztą nie potrafiła. Dlatego firma oferuje możliwość przejażdżki w roli pasażera i obie wybrałyśmy tę właśnie opcję. Jazda z panem Wojtkiem, doświadczonym kierowcą, to była prawdziwa przyjemność. Już na starcie powiedział mi, że mogę krzyczeć, prosił tylko, żeby nie rzucać mu się na szyję, bo to jednak może utrudnić kierowanie. Wszystko odbywało się z taką prędkością, że nawet nie pisnęłam, kurczowo uczepiona uchwytów i łapiąca powietrze na zakrętach. Pewność i opanowanie pana Wojtka zrobiły na mnie duże wrażenie, jego jazda była koncertowa! Podczas rejestracji dowiedziałyśmy się, że kobiety z reguły wybierają rolę pasażera, natomiast panowie oczywiście „siami”. Nie jestem pewna, czy wszyscy oni potrafią prowadzić takie auto, chociaż w ich przekonaniu na pewno tak. Jednak zważywszy na to, co dzieje się na polskich drogach, to może i dobrze, że ten pierwszy rozbiegowy odcinek jest taki krótki, a tor niezbyt długi. Nikomu niepotrzebne jest podwyższanie statystyk.
Na początku roku postanowiłam, że będę spełniać moje marzenia i robię to! Możesz przeczytać o tym tu i tu. Agnieszka też zrobiła coś, o czym marzyła. I jak mówi, to jeszcze nie koniec. W jej katalogu przeżyć są także: ślizgacz, samolot akrobacyjny (próbkę tych wrażeń już miała i rozbudziły apetyt na więcej) i na koniec ni mniej ni więcej tylko F16. Fiu fiu!
A Ty? Jakie marzenie chciałabyś spełnić?