Niektórzy powiedzą, że tak, to prawda, że dopiero teraz mogą zwolnić i korzystać z dorobku i przywilejów, na jakie zapracowali. Inni prychną, że to slogan wytarty jak farba obłażąca z dawno niemalowanych drzwi. Ale przecież te drzwi, choć teraz wyglądają na podniszczone i nadające się tylko do wyrzucenia, są nadal solidne i dobrze nam służą. I gdyby zdrapać z nich resztki dawnej, zużytej powłoki i pomalować je na nowo, to mogą zyskać nowy blask. Akcja rewitalizacja i stare drzwi wyglądają zupełnie inaczej. Czy w podobny sposób można odnowić i zrewitalizować własne życie? I to po pięćdziesiątce albo jeszcze później? Kiedy okrzepliśmy w ramach dotychczasowej egzystencji, młodzieńcza beztroska i zapał ustępują miejsca wstrzemięźliwemu rozsądkowi, a my czujemy, że utknęliśmy w rutynie jak w kubełku z betonem, z którym toniemy bez nadziei na ratunek?
Zmiany wymagają odwagi, wysiłku i wyrzeczeń, a to nigdy nie jest łatwe i nie wszyscy są na to gotowi. Będą bez końca narzekać jak to w życiu im nie wyszło albo jak zostali skrzywdzeni, niedocenieni, „a bo Stasiek to zawsze miał szczęście… a ja…”, wiadomo, kłody pod nogi i to od kołyski, ale jednocześnie nie ruszą palcem, aby coś z tym swoim życiem zrobić. Internet i fejsbuk zapchane są po brzegi hasłami motywującymi do zmiany/rozpoczęcia nowego życia. „Zacznij żyć swoim życiem”, „Dziś zrób coś, żebyś mógł cieszyć się jutrem”… Wszystko to lajkowane w tysiącach, ale lajkowanie żadnego wysiłku nie wymaga, klik i już. Proste, bez potu, krwi i łez.
Wszyscy uwielbiamy historie o tym, jak ktoś trzasnął drzwiami w korporacji i teraz prowadzi manufakturę pachnących mydeł albo wysyła pozdrowienia z wysp Polinezji Francuskiej. I jest szczęśliwy. My o tym czytamy, kiwamy głowami, wzdychamy, ale kto tak naprawdę wstaje z kanapy czy zza biurka i podejmuje wyzwania, które mogą go doprowadzić tam, dokąd chce? Zmienianie życia i samorealizacja są dziś modne. Rzucanie wszystkiego w diabły, żeby pojechać do Peru uczyć się haftu z Indianami albo w Bieszczady hodować kozy. Co tam komu w duszy gra. Czasem dosłownie, tak jak DJ Vice, której drugie życie zaczęło się po tym, jak przeszła na emeryturę. Zrobiła coś, co z tradycyjnego punktu widzenia było czystym absurdem i fanaberią. Dziś w wieku 78 lat jest najpopularniejszą DJ-ką w Polsce, inspiruje innych i ma rzesze fanów w każdym wieku. I to nie jest jedyny przykład.
Dlatego ja uważam, że i po 50-tce można zmienić życie albo dokonać pewnych korekt w jego dotychczasowym kształcie. Zgodnie z Przykazaniem nr 2 w Dekalogu Antykorozyjnym. I może właśnie tak miało być, może właśnie TERAZ jest ten czas, kiedy wreszcie możemy zająć się sobą. Bez wyrzutów sumienia i poczucia winy.
Znam sporo kobiet 50+, które to zrobiły. Jedna porzuciła nielubianą pracę i zmieniła zawód, druga znalazła sobie dodatkowe zajęcie, które daje jej poczucie sensu w życiu, jeszcze inna z zaangażowaniem oddaje się hobby, na które wcześniej nie miała czasu. Ktoś wyjechał za granicę, aby zarobić na nowe, samodzielne życie, ciężko pracuje i momentami nie jest jej łatwo (wiem, bo jesteśmy w kontakcie), ale wie dlaczego to robi i ta świadomość dodaje sił. Ktoś miał dosyć roli domowego robota, przeprowadził rewolucję i zaczął bardziej dbać o swoje potrzeby, a jeszcze ktoś wyszedł z toksycznego związku, który bardziej niszczył niż wspierał. Wszystkim wyżej opisanym zmiany wyszły na dobre. Może nie od razu, bo trzeba trochę powalczyć o swoje, ale sprawy idą w dobrym kierunku, a moje znajome są zadowolone.
Ostatnio zaś słyszałam historię kobiety, która po 50-tce poszła na wymarzone prawo (!!!), studia skończyła z wyróżnieniem i szykuje się do wykonywania zawodu! Wcześniej plany edukacyjne uniemożliwiła jej nieoczekiwana ciąża, w którą zaszła tuż przed maturą, a potem kolejne dziecko. Dopiero w wieku dojrzałym wróciła do realizacji marzenia. Odmłodniała o 10 lat, zaczęła o siebie dbać, ćwiczy, chodzi na tańce. Nowe życie, nowa kobieta. Mężczyzna ten sam. I pięknie!
Zmiana nie zawsze musi być od razu zamachem stanu na dotychczasowy status quo, przewróceniem życia do góry nogami. Czasem wystarczy coś małego, co ożywi naszą dotychczasową egzystencję. Inna dieta, regularne ćwiczenia (wreszcie!), kurs malowania, upragniona wycieczka albo nawet zmiana stylu ubierania się na bardziej nowoczesny albo kolorowy. Coś, co sprawi nam radość i pobudzi krążenie. Zmiany są bardzo ożywcze i nie od dziś wiadomo, że są lepszym antidotum na podtrzymanie młodości niż zastrzyki z kolagenu.
Wierzę w „życie po życiu” po pięćdziesiątce, w rozpoczęcie nowego etapu po tym pierwszym, który być może nie do końca spełnił nasze oczekiwania, w którym popełniliśmy błędy albo zaniedbania. Teraz możemy to naprawić albo zadbać o to, aby dostać to, czego nam dotychczas brakowało. Wierzę, bo sama taką rewitalizację przechodzę i to się dzieje. W pierwszym tegorocznym poście pisałam o tym, że w ubiegłym roku nastąpił demontaż mojego dotychczasowego życia. Może niecałkowity, bo nie zasiliłam rzeszy bezdomnych, a krąg osób mi życzliwych drastycznie się nie zmniejszył, ale wydarzył się Big Bang, który spowodował, że potrzebowałam zorganizować się na nowo, żeby stanąć na nogi.
Już wcześniej planowałam przeprowadzić zmiany, bo czułam, że najwyższy czas zacząć robić to, co chcę, ale chciałam swój plan wprowadzać stopniowo. Bezpiecznie. A tu Wszechświat mnie „wysłuchał” i przyśpieszył bieg wydarzeń. Dziś jestem mu wdzięczna, bo wymusił na mnie działanie i jestem już na nowej drodze, ale na początku… Uff! Przerażenie, panika, ciemność, dół, co teraz będzie? Zapadłam się. A potem wstałam i zaczęłam myśleć, przygotowywać plan. Wyciągnęłam rękę po pomoc i ją dostałam. Zaczęło się robić jaśniej. Zrozumiałam, że to co mnie spotkało to nie porażka, ale szansa. A kiedy zobaczyłam film, o którym pisałam w poprzednim poście, dostałam kopa i ruszyłam. W marcu skończyłam 50 lat, więc jak nie TERAZ, to kiedy? Czy może być lepszy prezent?
Zaczęłam budować to nowe życie. Zniknęłam z bloga na kilka miesięcy, ale potrzebowałam skupić głowę i energię na celach, które sobie wytyczyłam. Zajęłam się organizacją nowego biznesu, a to jest zawsze czasochłonne. Dzisiaj firma już działa i zdobyła pierwszych klientów, a mnie sprawia przyjemność to, co robię. Te kilka miesięcy to był trudny okres, pełen wytężonej pracy, stresu, zawirowań i momentów zwątpienia. Teraz emocjonalny kurz już opada, stopniowo dodaję kolejne elementy do układanki i powoli wyłania się obraz, który tworzę według nowego scenariusza. W planie mam dalsze działania, realizację kolejnych marzeń, ale po kolei. Przede mną jeszcze sporo pracy, ale pierwsze kroki już zrobione. Oczywiście, różne rzeczy mogą się przydarzyć, coś może pójść nie tak, ale przynajmniej spróbowałam, nie zardzewiałam, nie zostałam na kanapie.
Trzymajcie za mnie kciuki. A jeśli i Wy macie ochotę coś zmienić w Waszym życiu – nie zwlekajcie. Uwierzcie, że można. Zamieńcie klikanie na działanie. Póki czas.
28 komentarzy
Moje pięćdziesiąte urodziny przeszły bezboleśnie, nawet mi do głowy nie przyszło celebrować jakoś specjalnie tego dnia. Może dlatego, że po czterdziestce zaczęłam renowację swojego życia? Kursy, szkolenia, nawet dziennikarstwo zaczęłam studiować, ale wróciłam do korzeni czyli malarstwa. Moje obrazy właśnie są wystawiane w Rzymie, a od wrześnie we Florencji i to nie koniec. Lubię cię czytać, Elu. Bardzo lubię. Zbyt często widzę kobiety marnujące potencjał albo wykorzystujące własną kreatywność na wymyślanie przeszkód na drodze do własnego ja.
Joanno! Bardzo Ci dziękuję za miłe słowa i ten pozytywny komentarz. Cieszę się też, że podzieliłaś się swoimi osiągnięciami. Każda taka informacja jest bardzo ważna, bo pokazuje, że da się i że nie jest za późno. Kobiety takie jak Ty udowadniają, że można w tym „niewidzialnym” wieku żyć po swojemu, realizować swoje pasje i żyć dobrze! Wiem, że wiele kobiet marnuje swój potencjał i to jest bardzo smutne, ale mam nadzieję coraz częściej spotykać takie postawy jak Twoja. Wierzę, że coraz więcej dojrzałych kobiet uświadomi sobie, że nie warto się poddawać albo szukać przeszkód, ale właśnie ŻYĆ i to najlepiej jak się da. Dziękuję!
Moje pięćdziesiąte urodziny przeszły bezboleśnie, nawet mi do głowy nie przyszło celebrować jakoś specjalnie tego dnia. Może dlatego, że po czterdziestce zaczęłam renowację swojego życia? Kursy, szkolenia, nawet dziennikarstwo zaczęłam studiować, ale wróciłam do korzeni czyli malarstwa. Moje obrazy właśnie są wystawiane w Rzymie, a od wrześnie we Florencji i to nie koniec. Lubię cię czytać, Elu. Bardzo lubię. Zbyt często widzę kobiety marnujące potencjał albo wykorzystujące własną kreatywność na wymyślanie przeszkód na drodze do własnego ja.
Joanno! Bardzo Ci dziękuję za miłe słowa i ten pozytywny komentarz. Cieszę się też, że podzieliłaś się swoimi osiągnięciami. Każda taka informacja jest bardzo ważna, bo pokazuje, że da się i że nie jest za późno. Kobiety takie jak Ty udowadniają, że można w tym „niewidzialnym” wieku żyć po swojemu, realizować swoje pasje i żyć dobrze! Wiem, że wiele kobiet marnuje swój potencjał i to jest bardzo smutne, ale mam nadzieję coraz częściej spotykać takie postawy jak Twoja. Wierzę, że coraz więcej dojrzałych kobiet uświadomi sobie, że nie warto się poddawać albo szukać przeszkód, ale właśnie ŻYĆ i to najlepiej jak się da. Dziękuję!
Wszystko ładnie pięknie ale pamiętajcie moje drogie że często po pięćdziesiątce kobieta musi uporać się z kobiecymi dolegliwościami i zaczyna szwankować zdrowie, głowa swoje ciało swoje możemy dużo planować ale niestety życie to weryfikuje. Nie oszukamy wieku. Co robić ja mam dużo planów ale zdrowie zaczyna szwankować więc mimo tego że się nie poddaję czuję że nie zrealizuje swoich planów siła wyższa
Droga Inko! Oczywiście, że maszyneria zaczyna się zużywać (albo od dziecka była wątła)… znam temat – tuż po 50-ych urodzinach dopadła mnie wada wrodzona stawu biodrowego i trzeba było zainstalować protezę… co robić… żyję z nią już 3 lata i też wiem, że pewnych marzeń nie spełnię – nie nauczę się jeździć konno tak jak planowałam, nie pójdę z plecakiem na trekking w góry, nie skoczę na bunjee itp. … oczywiście wiem, że są poważniejsze choroby, dużo bardziej wykluczające niż ta moja przypadłość… ALE… nad zdrowiem też trzeba pracować… to jest jedno z przesłań mojego bloga i z przykrością stwierdzam, że niewiele osób chce taki wysiłek podjąć… zachęcam do ruchu, zmiany sposobu żywienia (ograniczenia mięsa i cukru!) i to są moje najmniej popularne wpisy lub posty na FB… Ruch jest antidotum na większość schorzeń – zapewniam, że studiowałam temat! Ja włożyłam bardzo dużo wysiłku w dojście do formy po operacji i dziś jestem sprawniesza niż kiedykolwiek wcześniej, ale to była ciężka praca! Jeśli chcesz, napisz do mnie na priv, adres jest na blogu. Może coś wspólnie poradzimy 🙂
dzięki Elu za ten artykuł 🙂 , to prawda ! życie zaczyna się po 50-ce , ale i w każdym innym czasie 🙂 , zmiany możemy wprowadzać ZAWSZE , gdy poczujemy, że tak będzie dla nas lepiej 🙂 , 9.01.17 otrzymałam rozwód po 30 latach oficjalnego małżeństwa, a wcześniej jeszcze 3 lata bez ślubu 🙂 . Z moim byłym mężem jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi 🙂 , mieszkamy osobno, on ma swoją partnerkę a ja swojego partnera 🙂 . To jest CZAD ! 🙂 , można ? – można 🙂
Można! 🙂 I gratuluję serdecznie! Ja jak najbardziej uważam, że zmian można dokonywac zawsze i w każdym wieku. Szkoda tylko, ze nadal sporo kobiet 50+ obawia się brać sprawy w swoje ręce i przeprowadzać zmiany lub brak im wiary w ich powodzenie. Wolą tkwić w starych, uwierających je schematach. Ja zdecydowanie za często słyszę to straszne „za późno” i nie mogę już tego słuchać!
dzięki Elu za ten artykuł 🙂 , to prawda ! życie zaczyna się po 50-ce , ale i w każdym innym czasie 🙂 , zmiany możemy wprowadzać ZAWSZE , gdy poczujemy, że tak będzie dla nas lepiej 🙂 , 9.01.17 otrzymałam rozwód po 30 latach oficjalnego małżeństwa, a wcześniej jeszcze 3 lata bez ślubu 🙂 . Z moim byłym mężem jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi 🙂 , mieszkamy osobno, on ma swoją partnerkę a ja swojego partnera 🙂 . To jest CZAD ! 🙂 , można ? – można 🙂
Można! 🙂 I gratuluję serdecznie! Ja jak najbardziej uważam, że zmian można dokonywac zawsze i w każdym wieku. Szkoda tylko, ze nadal sporo kobiet 50+ obawia się brać sprawy w swoje ręce i przeprowadzać zmiany lub brak im wiary w ich powodzenie. Wolą tkwić w starych, uwierających je schematach. Ja zdecydowanie za często słyszę to straszne „za późno” i nie mogę już tego słuchać!
Na ten artykuł i Twojego bloga Elu trafiłam dziś przypadkowo szukając czegoś dla dla mnie, czyli 54 letniej kobiety.
Dla mnie życie naprawdę zaczęło się po raz drugi po 50 – tce i to totalnie ! W wieku 51 lat się rozwiodłam, po trwającej dłuuuugo separacji. zaczęłam porządnie zarabiać, jednak po roku poczułam, że już nie chcę być sama. Moje kochane przyjaciółki powiedziały – trzeba działać i…moimi rękoma , siedząc mi za plecami, zalogowały mnie na eDarling. Przez długi czas nic się nie działo, nic godnego uwagi, aż 2 lata temu błysk. Mężczyzna porywający, podniecający, no i zdecydowany, wszystko zagrało. Pięknie , prawda ? No, ale jak to zwykle bywa jest to właśnie ale,… on mieszka w Danii. Po miesiącu maili, rozmów na skypie, korzystając z mojego urlopu postanowiłam do niego pojechać, a on z kolei, że po mnie przyjedzie. I już teraz bez szczegółów, rok temu przewiozłam swoje rzeczy do Danii, zrezygnowałam z bardzo dobrej, ale bardzo stresującej pracy, która kosztowała mnie początki depresji, za miesiąc sprzedaję swój dom w Polsce. Oczywiście jak to w życiu ,są blaski i cienie, zyskałam miłość i mężczyznę, który troszczy się o mnie, dla którego jestem najważniejsza, jednak straciłam możliwość kontaktów społecznych, nie znam języka, żadnego, więc czuję się wyobcowana, zaczęłam się uczyć angielskiego, którym można się tutaj wszędzie porozumieć, to jednak potrwa . Czy żałuję decyzji ? zależy od dnia, czasem tak, ale jak mój kochany obejmie mnie i przytuli to szybko przechodzi. Mam nadzieję, że z czasem będzie coraz lepiej. I to tyle w temacie , zacząć życie po 50 -tce
Lusia potrzebowałam Twojego wpisu. Mam tak samo… stresująca pracę, beznadziejnego męża, z którym nie rozmawiam tygodniami, okropną depresję i perspektywę wyjazdu do DE. Zarabiam tutaj dobrze, ale w DE mogę zarobić więcej, prując zdecydowanie mniejszym obciążeniu. Podjęłam decyzję, Nie szukam związku, nie mam na to siły…ani ochoty. Chcę pozwiedzać świat, poznać nowych ludzi i wiele się jeszcze nauczyć.
Wspaniale! Niesamowite, jak ten komentarz wpisuje się w mój dzisiejszy post na fanpage’u Baby na FB – dokładnie w tym tonie!!! „Życie zaczyna się po 50-tce, jeśli sobie na to pozwolisz i weźmiesz sprawy w swoje ręce…” Napisałam to pod wpływem rozmów z dwiema przyjaciólkami, one też dokonały zmian w życiu, zyskały energię, wypiękniały… Twoja historia tylko potwierdza, że warto! Jest inspirująca i optymistyczna. Dziękuję, że się nią podzieliłaś! Gratuluję i trzymam kciuki za nowe życie!
Dzięki Elu za dobre słowo i Twoje kciuki, na pewno się przydadzą, bo momentami łatwo nie jest. Jeżeli moje doświadczenia na coś by Ci się przydały chętnie się podzielę, np. portale randkowe…no po prostu temat rzeka i nieprzebrane pokłady iście socjologicznych obserwacji i męskich przypadków . Pozdrawiam
Dziękuję Lusia! Chętnie skorzystam z Twoich obserwacji, ponieważ planuję taki wpis. Uważam, że może być potrzebny. Zgłoszę się!
Na ten artykuł i Twojego bloga Elu trafiłam dziś przypadkowo szukając czegoś dla dla mnie, czyli 54 letniej kobiety.
Dla mnie życie naprawdę zaczęło się po raz drugi po 50 – tce i to totalnie ! W wieku 51 lat się rozwiodłam, po trwającej dłuuuugo separacji. zaczęłam porządnie zarabiać, jednak po roku poczułam, że już nie chcę być sama. Moje kochane przyjaciółki powiedziały – trzeba działać i…moimi rękoma , siedząc mi za plecami, zalogowały mnie na eDarling. Przez długi czas nic się nie działo, nic godnego uwagi, aż 2 lata temu błysk. Mężczyzna porywający, podniecający, no i zdecydowany, wszystko zagrało. Pięknie , prawda ? No, ale jak to zwykle bywa jest to właśnie ale,… on mieszka w Danii. Po miesiącu maili, rozmów na skypie, korzystając z mojego urlopu postanowiłam do niego pojechać, a on z kolei, że po mnie przyjedzie. I już teraz bez szczegółów, rok temu przewiozłam swoje rzeczy do Danii, zrezygnowałam z bardzo dobrej, ale bardzo stresującej pracy, która kosztowała mnie początki depresji, za miesiąc sprzedaję swój dom w Polsce. Oczywiście jak to w życiu ,są blaski i cienie, zyskałam miłość i mężczyznę, który troszczy się o mnie, dla którego jestem najważniejsza, jednak straciłam możliwość kontaktów społecznych, nie znam języka, żadnego, więc czuję się wyobcowana, zaczęłam się uczyć angielskiego, którym można się tutaj wszędzie porozumieć, to jednak potrwa . Czy żałuję decyzji ? zależy od dnia, czasem tak, ale jak mój kochany obejmie mnie i przytuli to szybko przechodzi. Mam nadzieję, że z czasem będzie coraz lepiej. I to tyle w temacie , zacząć życie po 50 -tce
Wspaniale! Niesamowite, jak ten komentarz wpisuje się w mój dzisiejszy post na fanpage’u Baby na FB – dokładnie w tym tonie!!! „Życie zaczyna się po 50-tce, jeśli sobie na to pozwolisz i weźmiesz sprawy w swoje ręce…” Napisałam to pod wpływem rozmów z dwiema przyjaciólkami, one też dokonały zmian w życiu, zyskały energię, wypiękniały… Twoja historia tylko potwierdza, że warto! Jest inspirująca i optymistyczna. Dziękuję, że się nią podzieliłaś! Gratuluję i trzymam kciuki za nowe życie!
Dzięki Elu za dobre słowo i Twoje kciuki, na pewno się przydadzą, bo momentami łatwo nie jest. Jeżeli moje doświadczenia na coś by Ci się przydały chętnie się podzielę, np. portale randkowe…no po prostu temat rzeka i nieprzebrane pokłady iście socjologicznych obserwacji i męskich przypadków . Pozdrawiam
Dziękuję Lusia! Chętnie skorzystam z Twoich obserwacji, ponieważ planuję taki wpis. Uważam, że może być potrzebny. Zgłoszę się!
Lusia potrzebowałam Twojego wpisu. Mam tak samo… stresująca pracę, beznadziejnego męża, z którym nie rozmawiam tygodniami, okropną depresję i perspektywę wyjazdu do DE. Zarabiam tutaj dobrze, ale w DE mogę zarobić więcej, prując zdecydowanie mniejszym obciążeniu. Podjęłam decyzję, Nie szukam związku, nie mam na to siły…ani ochoty. Chcę pozwiedzać świat, poznać nowych ludzi i wiele się jeszcze nauczyć.
Brawo za odwagę! Jesteś super inspiracją dla wszystkich kobiet, które uważają, że już za późno. Otóż nie. Dopóki żyjemy na nic nie jest za późno. Najlepsze, co możemy zrobić dla drugiej osoby, to to, aby w siebie uwierzyła. W naszym gabinecie dentystycznym też mamy pacjentki, które odmianę swojego uśmiechu traktują, jako jeden z elementów swojej metamorfozy i ‘odmłodzenia’.
Dziękuję! Miło mi czytać takie słowa. Ja też też uważam, że póki żyjemy, to trzeba starać się, aby to życie było jak najlepsze… dbać o formę, próbować nowych rzeczy, cieszyć się z każdego sukcesiku i zwycięstwa. To bardzo pomaga budować wiarę w siebie… I jak najbardziej wierzę, że dobrym startem może być nowy, piękny uśmiech – wtedy człowiek jakiś taki pewniejszy siebie się staje …
Mam 50 lat i dosyć mojej pracy, w której czuję się wyzyskiwana… chcę coś zmienić ale jak? Kto chciałby pracownika w takim wieku?
Droga Elle Melle! Nie będę ukrywała, że problem z zatrudnianiem osób po 50, zwłaszcza kobiet, to dzisiaj realne wyzwanie. Nie wiem skąd jesteś, jakie masz kwalifikacje, jakiego rodzaju pracy szukasz itp., ale sprawdź proszę nowy portal z ofertami dla osób dojrzałych http://www.flexi.pl Jeśli masz ochotę i czas, to napisz do mnie – adres mailowy znajdziesz w zakładce KONTAKT
Artykuł świetny… motywujący… tylko jak to w praktyce wszystko zrobić….??????.. zwłaszcza jeśli masz wygodnego męża, trenera personalnego, który „wie lepiej” ?….
A co oznacza to jego „wiem lepiej”? 🙂 Że nie warto, nie ma sensu i po co? Czy coś innego? Moim zdaniem są dwa wyjścia z sytuacji – podpatrzone w realu i które zdały egzamin. Pierwsze: odkleić się od opinii takiego wygodnickiego, wziąć głęboki oddech i go „olać”; nie na zawsze, tylko np. na weekend czy na tydzień – w zależności od sytuacji i tego, co Ci w duszy gra, na co miałabyś ochotę itp. Babskie spotkanie, wyjazd na warsztaty, górską wędrówkę czy gdzieś w świat – czyli coś, na co on nie ma ochoty albo neguje. A potem wrócić odmieniona, z nową energią, błyskiem w oku i machnąć mu tym wszystkim przed oczami. Robić to regularnie aż pozazdrości/zmądrzeje/ZROZUMIE.
Po drugie, użyć podstępu, co może nie jest chwalebne, ale niestety często działa. No i skoro nie można inaczej? Pewna kobieta (ok 60tki) miała ochotę poprawić formę po pandemii i pojechać na obóz sportowo-kondycyjny, ale wiedziała, że mąż za nic w świecie na coś takiego nie pojedzie. Zbliżała się ich okrągła rocznica ślubu i powiedziała mu, że w prezencie szykuje wyjazd-niespodziankę – na tydzień. Wyjechali – oczywiście na ten obóz. Mąż był w szoku, boczył się przez 2 dni, ale trzeciego dnia zaczął podpatrywać ćwiczących, ostrożnie spróbował dietetycznych dań, widział szczęście w oczach żony – i stopniał. Czwartego dnia dołączył do grupy, po siedmiu wyjeżdżał odmieniony na ciele i umyśle. Ta przygoda bardzo to małżeństwo do siebie zbliżyła i teraz już razem dbają o formę. To jest prawdziwa historia, opowiedział mi ktoś, kto był na tym obozie. Także to mogę doradzić. Robić swoje, bo ci hamulcowi to dzisiaj prawdziwa plaga, samym im się nie chce i innych blokują albo się podśmiewają. Powodzenia!
Witam Was Mam na imię Kasia i też dopadła 50-tką.Ogólnie chyba nie wiek mnie mnie dołuje ale życie. Mam byle jaką pracę za byle jakie pieniądze i świadomość ,że nie będzie lepiej. Masakrycznie dołuje mnie fakt ,że spasłam się i nic mnie nie nie cieszy .Straciłam sens wszystkiego . Kocham męża od 25 lat zresztą ,mam cudowną córkę ale ja jakoś nie potrafię cieszyć się niczym. Mam doła coraz częściej popijam i mam wsio dość. niby mam dobre ułożone życie ,cudowną córkę ale czuję ,że moje życie jest do dup…
Cześć Kasiu! Bardzo dziękuję Ci za zaufanie i to, że podzieliłaś się tutaj swoimi odczuciami. Czy zastanawiałaś się może, CO z tych rzeczy, które wymieniłaś dołuje Cię najbardziej? CZEGO Ci brakuje „do szczęścia”, za CZYM tęskni Twoja dusza? Czy myślałaś o tym, CO mogłabyś zrobić, aby choć troszkę sobie pomóc i zacząć wydrapywać się z tego dołu? Może mogłabyś zacząć od poprawienia formy? To taka mała rzecz, a cieszy… każde pokonanie oporu i słabości, każdy kroczek w kierunku zadbania o siebie… jeśli nie wiesz, jak to zrobić, napisz do mnie! adres znajdziesz na stronie, zachęcam! Ela