Dużo się ostatnio mówi i pisze o inwazji pokoleń 50+. Instagram pełen jest profili kobiet i mężczyzn z całego świata, którzy dobitnie demonstrują, że nastał dla nich świetny czas. Także i w Polsce wpełza nam ta nowa rewolucja obyczajowa. Nowa Wiosna Ludów, tyle, że nieco starszych. Mówi się o Srebrnym Tsunami, czyli o wielkiej fali, na której surfują srebrzystowłosi hedoniści obojga płci. Panowie, którzy jeszcze mogą i panie, które już mogą. Wreszcie mają na to czas i warunki. Niemniej zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszystkim życie ułożyło się tak, że mogą teraz cieszyć się przywilejami dojrzałego wieku. Wiem też, że nie wszystkie kobiety 50+ odnajdują w sobie siłę, aby akceptować upływ czasu oraz wszystkie jego skutki i uwierzyć w to, że mają w sobie potencjał na tworzenie barwniejszej rzeczywistości. Wiele przytłoczonych jest codziennością, w jakiej żyją i wyzwaniami, z jakimi muszą się zmagać. Ten tekst jest dla Was.
Nie jestem ani czarodziejką ani cudotwórczynią ani złotą rybką i nie rozwiążę za Ciebie Twoich problemów, ale pozwól, że uwarzę tutaj miksturę, która mam nadzieję, wpłynie na Ciebie wzmacniająco. Tak jak rosół – zupa mocy, który gotujemy, kiedy któryś z domowników zachoruje. My kobiety, kulturowo i biologicznie zaprogramowane jesteśmy na opiekowanie się innymi i myślenie przede wszystkim o tym, czego ci inni chcą i potrzebują. Bardzo często niestety nie potrafimy pomóc same sobie. Albo nie robimy tego z taką samą determinacją i zaangażowaniem. Inni są ważniejsi, nierzadko naszym kosztem. Najwyższy czas, abyś i ty stała się dla siebie ważna. Oczywiście, każdego co innego stawia na nogi i nie twierdzę, że moje propozycje są optymalne, ale spróbuj, może coś podziała na ciebie jak duża dawka witaminy C.
Na drodze naszego poczucia mocy stoją często NISKA SAMOOCENA, WSTYD i LĘK. To są silnie ograniczające emocje, które krępują nas jak łańcuchy i zaburzają postrzeganie rzeczywistości. Widzimy ją w ciemnych barwach, nie potrafimy docenić tego, co mamy. Wstydzimy się siebie i tego, jakie jesteśmy – niewystarczająco dobre, zdolne, interesujące, atrakcyjne… lista dłuuu-ga! Wstydzimy się naszych niepowodzeń, tego, jak żyjemy i tak dalej. Uważamy, że nie mamy światu nic do pokazania albo do zaoferowania. Zwłaszcza, że ten świat chłoszcze nas po twarzach landrynkowymi obrazkami z mediów społecznościowych. Lęk zaś powoduje, że tkwimy w zaklętym kręgu niezadowolenia, ale boimy się wystawić nawet stopę, żeby przypadkiem jej nie zamoczyć. A przecież wejście głębiej prowadzi często do wypłynięcia na szerokie wody. Najlepszą radą na pokonywanie lęku, jaką dają wszyscy psycholodzy, jest po prostu zrobienie czegoś, co boimy się zrobić! Choćby wykonania długo odkładanego telefonu, rozmowy itp. Wypróbowałam – to działa! Satysfakcja potem – ogromna. Ukrywanie trudności, prawdziwych emocji i udawanie, że wszystko jest w porządku jest jednym z najbardziej toksycznych i auto-destrukcyjnych zachowań! „Prawda was wyzwoli” czytamy w Biblii. I tak jest. Ujawnienie, że mamy kłopoty albo, że z czymś sobie nie radzimy jest z niesamowicie uwalniającym uczuciem i warto być ze sobą szczerą. To wzmacnia, nie osłabia! Polecam posłuchać albo poczytać, co na ten temat mówi Brene Brown, światowej sławy specjalistka od rozmontowywania wstydu.
Może masz trudną sytuację życiową. Może problemy finansowe (po rozpadzie związku, utracie pracy lub kłopotach z jej znalezieniem), dręczy cię samotność, brak wiary w siebie i swoje możliwości (a co ja jeszcze mogę w tym wieku!) oraz ogólne poczucie monotonii i „szarej rzeczywistości”. O chorobach lub poważnych dolegliwościach zdrowotnych nawet nie wspominam. Każdy z tych powodów może sprawiać, że masz chwile zwątpienia i trudno ci uwierzyć w te wszystkie hasła, że teraz jest twój czas, zadbaj o swoje potrzeby i ciesz się życiem kobieto! Być może masz nawet depresję albo stan na to wskazujący, obniżony nastrój, brak energii, poczucie beznadziei itp. Przede wszystkim NIE WSTYDŹ SIĘ TEGO, nie zgrywaj super-bohaterki, nie udawaj sama przed sobą, że sobie z tym poradzisz. Spotykam takie „siłaczki”, które pod maską obowiązkowego uśmiechu skrywają swoje problemy, a któregoś dnia nie wstają z łóżka. I nie są to „dramaty” rodem z Pudelka, kiedy pieskowi znanej gwiazdy nie smakuje nowa karma z truflami. Nie, to są prawdziwe wyzwania, które przygniatają do ziemi. Powtarzam, nie wstydź się tego i poszukaj pomocy. U życzliwych ci osób, a najlepiej u profesjonalisty. Inwestycja w siebie, to najlepsze, co możesz w takim przypadku zrobić.
Przyjrzyj się swojemu światu. Czy naprawdę jest taki szary i nieciekawy, jak Ci się wydaje? Naprawdę warto docenić to, co się ma i spojrzeć łaskawszym okiem na własny stan posiadania. Może widać gdzieś promyk słońca, tylko ty uparcie zasłaniasz go brudną szmatą? Z reguły jest tak, że nawet jeśli masz deficyt w jakiejś pozycji życiowego bilansu, to jest duże prawdopodobieństwo, że w innych jesteś na plusie. I na tym powinnaś się oprzeć, docenić to, co masz i traktować jako bazę albo punkt wyjścia do zmian. Może finanse u ciebie skrzeczą, ale za to masz grono wiernych przyjaciół, którzy wesprą Cię w potrzebie. Nie porównuj się. To najgorsze co możesz dla siebie zrobić. Ja wiem, że inni mają lepiej, że Facebook, że Instagram i piękne obrazki. Nie daj się zwieść tej idylli. Nie wszystko złoto, co się świeci. Naprawdę spójrz łaskawszym okiem na swoje aktywa! Na to, co masz, co potrafisz, jaka jesteś, jakie masz zdolności i talenty. Najlepiej wypisz to sobie, powieś na lodówce i czytaj codziennie. A przede wszystkim uwierz w to, co czytasz. Jeśli nadal słyszysz głos, który mówi ci, że jesteś do niczego, natychmiast puść głośniej muzykę, niech zagłuszy drania, a ty patrz na kartkę.
Każdy ma inne sposoby na wzmocnienie kondycji psycho-fizycznej. Spotkania z bliskimi osobami, podróż, nowy ciuch albo coś dobrego do jedzenia. Do działania trzeba mieć siłę! Ja staram się dbać o dobry sen, aktywność fizyczną i zasilające organizm pożywienie. W zdrowym ciele zdrowy duch! Kiedy lepiej się czujesz, więcej ci się chce. Wiem, że w kwestii ruchu wśród pań 50+ nadal jest słabo – „nie lubię”, „nie chce mi się”, „nie mam z kim”, „wstydzę się”. Pozostanę w tej sprawie nieugięta i będę zanudzać na ten temat bez końca. Ćwiczenia (także taniec!) to zdrowie w czystej postaci, lepszy nastrój i energia. Ruch uruchamia i daje napęd. Więcej ci się chce, poziom optymizmu się podnosi, a każdy mały krok w stronę poprawy formy to małe zwycięstwo to więcej wiary w siebie. Zmuś się wreszcie do jakiejś aktywności, bardzo cię proszę. Zajmowanie się czymś, co sprawia ci przyjemność też sprawia cuda! Znam kobietę, która nie cierpi swojej pracy i nie bardzo może ją zmienić, ale od kilku lat chodzi na tańce i to z nawiązką rekompensuje jej zawodowe stresy.
Mówi się, że „wszystko jest w głowie”. Bardzo znane powiedzenie, przywędrowało do nas chyba z Ameryki. Czyli stamtąd, gdzie wszystko najlepsze i największe, no i ci mądralińscy naukowcy. Oni nie mogą się mylić. Jakiś czas temu oglądałam amerykański film właśnie, wspierający powyższą tezę. Może aż nazbyt dosłownie, ponieważ bohaterka (ok. 30-tki) wali się w głowę podczas upadku i nagle zaczyna widzieć świat i siebie w zupełnie innym świetle. Do tej pory wszystko było do d***, ona sama (gruba i niezbyt atrakcyjna) i jej życie także, a jakże! Nudna praca, nudne koleżanki, „nieudaczniczki” takie jak ona (brzydkie i nieciekawe), nowopoznany chłopak też jakiś taki nie taki. My patrzymy na bohaterkę i zastanawiamy się, o co jej chodzi? OK, jest gruba, ale jakoś nam to nie przeszkadza, ponieważ jest sympatyczna i taka po ludzku prawdziwa. Koleżanki też całkiem w porzo, może nie Kardashianki, ale za to miłe i wspierające. Chłopak sprawia wrażenie przyzwoitego człowieka. I mogę tak ciągnąć. Coś wam to przypomina? Może ten dobrze nam znany schemat myślenia? O pustych szklankach, winnych „innych”, starej bidzie, szarym życiu itd. W krainie zawodowych narzekaczy to obowiązujące prawo. I nie wszyscy chcą je łamać.
W filmie walnięcie w głowę działa jak cud! Bohaterka odzyskuje przytomność i nagle uważa, że jest najpiękniejsza i najseksowniejsza na świecie. I tak zaczyna się też zachowywać, z ogromną wiarą w siebie i własne możliwości. A przecież to ta sama osoba, tylko jej się „we łbie przewróciło”! Zdobywa świetną pracę, robi karierę w biznesie, interesuje się nią przystojny bogacz, ma nowe, eleganckie przyjaciółki. A potem z tego pięknego obrazu zaczyna złazić farba… Praca to korpokoszmar ze schizofreniczną szefową, przystojniak jest oszustem, a nowe znajomości to szczebioczące idiotki. My to widzimy, bohaterka nie, brnie w bagnie pozorów. Póki znowu, za sprawą przypadku, nie dostanie „po głowie”. I teraz, w cudowny sposób jej się w tej głowie przejaśnia. Znowu jest „dawną sobą”, w tych samych okolicznościach, ale tym razem TE SAME realia postrzega INACZEJ. Inaczej postrzega siebie, koleżanki, chłopaka, swoje życie. W sposób bardziej pozytywny. I bazując na tym, co ma, zaczyna działać. Nie muszę dodawać, że z sukcesem. Film nazywa się „Jestem taka piękna!” (www.vod.pl). Można go skrytykować, że to taka hollywoodzka opowiastka, humor nie zawsze jest najwyższych lotów, ale wymowa tej historii bardzo mi się podoba.
Wnioski? Zgadzam się w 100% z amerykańską poetką Mayą Angelou. „Jeśli coś ci się nie podoba, zmień to. Jeśli nie możesz tego zmienić, zmień swoje nastawienie.” I wiem, że to działa! To moje własne doświadczenia, widziałam u innych. Czysto negatywne postrzeganie siebie i swoich okoliczności, obwinianie innych, użalanie się nad sobą i narzekanie do niczego nie prowadzi. Trzeba działać. Bez działania, przestrajania swojego odbiornika na bardziej pozytywne fale, trudno uzyskać jakiekolwiek efekty. Ja próbowałam włożyć ci do ręki narzędzia do pracy, ale bez twojego zaangażowania instalacja nowego oprogramowania w głowie nie powiedzie się. Tylko nie mów potem proszę, że na twoich częstotliwościach gra tylko Radio Niepogoda.
P.S. Jeśli potrzebujesz jeszcze coś przeczytać, to polecam: Akceptuj swój wiek , O pozytywnym nastawieniu , o samoograniczaniu się i wymówkach , o konieczności podejmowania własnej inicjatywy i o tym, że nigdy nie jest za późno
2 komentarze
prawda. prawda i jeszcze raz prawda,,, kochane 50siatki plus /u mnie on nawet spory/ opowiem wam jak u mnie przebiega akceptacja tego cudownego czasu ktory mam… przede wszystkim /to takie banalne/ przestalam go marnowac, kazda chwila jest wazna i ,,,,przeminie wiec trzeba ja wykozystac na maksa,,, po drugie …kiedy uswiadomilam sobie ze sie sobie nie podobam zrobilam kila rzeczy aby to zmienuc /schudlam. zainwestowalam w sprzet do cwiczen i cwicze codziennie. zmienilam garderobe/ juz jest dobrze – usmiecham sie do siebie patrzac w lustro i z radoscia przyjmuje komplementy., kiedy mam gorszy nastroj bo za oknem szaro i pada… zakladam czerwona sukiene , biore ogromny parasol i ide w deszcz, usmiecham sie do ludzi pije dobra kawe, pieke dobre ciasto ktore w wiekszosci rozdaje, klne jak szewc jak mnie cos wkurzy i ,,,zaraz przechodzi. i znow jest usmiech a nawet smiech z samej siebie. dobrze spie i wiem ze jeszcze wiele cudownych chwil przede mna, . pozdrawiam serdecznie, Wandzior
Piękny komentarz Wandziu! Takie podejście do życia „w dojrzałym wieku” to jest to! Aż mi się oczy śmiały, pozdrawiam serdecznie!